Osiemnaście do setki
O człowieku, który przed starością ucieka, ucieka biegnąc, a zarazem pokazując, że w sporcie jest coś ważniejszego niż medale i puchary, których ma setki, a tym czymś jest charakter. Przyjaciele polecili mu, by niewierzącym w jego niespotykaną w tym wieku kondycje odpowiadał, że lat ma osiemnaście. Osiemnaście do setki.
Tytułowy bohater filmu „Forrest Gump” postanowił w pewnym momencie swojego życia przebiec się do końca nic nie znaczącej drogi. Tak mu się to spodobało, że postanowił przedłużyć swoją trasę o całe osiedle, ale i to go jednak nie nasyciło. Tym sposobem przebiegł całe Stany Zjednoczone wzdłuż i wszerz. Ta historia w najlepszy sposób streszcza życiorys Zbigniewa Petri. Raz rozpoczęta w młodości zabawa w bieganie nie skończy się dla niego nigdy.Urodził się w 1931 roku na Kresach Wschodnich, a po wojnie przeprowadził się do Krakowa. Tam zapisał się jako młody chłopak do szkółki piłkarskiej Cracovii Kraków. Wtedy nastąpił punkt kulminacyjny w jego życiu. Trenerzy zauważyli, że szczupły, niewysoki i chorowity młodzieniec ma w sobie jakieś predyspozycje do biegania. Nie mogli wiedzieć, że odmienią tym całkowicie przyszłość pana Zbigniewa, dla którego ten sport dość szybko stał się pasją trwającą do dziś, będącą jak najbardziej szczerą, nieskażoną chęcią sławy, czy ogromnych sukcesów. Petri biegał, biega i biegać będzie, a puchary i medale niech sobie leżą na półkach. Na bardzo wielu półkach. Mimo tylu sukcesów pamięta tylko jeden czas swojego biegu. Na pierwszych Mistrzostwach Polski Juniorów przebiegł 1500 metrów w czasie 4:27,4.
Studiował w Gdańsku, później otrzymał nakaz pracy w Gorzowie. Wkrótce stał się symbolem nie tylko tej miejscowości, ale całego województwa Lubuskiego, w którym pragnął popularyzować biegi. Mając to na celu, w roku 1982 założył Lubuski Klub Biegacza. Przyczyniło się to do tego, że w pewnym momencie Gorzów miał piętnaście organizowanych corocznie biegów. Jak mówi Pan Petri, była to jedyna dziedzina w historii, w której kiedykolwiek miasto to było piętnaście razy lepsze od Zielonej Góry. LKB funkcjonuje do dziś, a przez jego szeregi przewinęło się ponad sto osób. Dziś pomysł klubu podupada, ale zdaniem jego pomysłodawcy nie ma w tym nic złego. Wraz z rozwojem kultury biegania i coraz większą ilością organizowanych imprez niepotrzebna stała się pomoc dla zawodników, którzy wolą indywidualnie wybierać sobie zawody i nie czują chęci integracji z rywalami.
W Gorzowie pan Petri mieszka do dziś. Jego życie wypełnione jest podróżami. Takie sobie wybrał zamiłowanie, które doprowadziło go do uczestnictwa w trzech Mistrzostwach Europy Weteranów w Poczdamie, Århus i Poznaniu. Zajął na nich bardzo wysokie miejsca. Innym wyzwaniem były biegi maratońskie. Przebiegł ich do tej pory dwadzieścia, startując m.in. w Warszawie, Sztokholmie, Paryżu, czy Hamburgu. Tych międzynarodowych sukcesów było jeszcze więcej, ale wypisanie ich wszystkich jest tu niemożliwe. Powód jest prosty. Nawet sam Zbigniew Petri nie jest w stanie tego zrobić.
Nasz biegacz oprócz reprezentowania barw narodowych za granicą postanowił zdominować krajowe podwórko biegów. Startował w Mistrzostwach Polski Weteranów na stadionie (15 razy), na hali (7 razy), w przełajach (5 razy). Być może o chwale i wielkości pana Zbigniewa lepiej świadczy jednak co innego, a mianowicie dwie, proste liczby. W czasie swojej kariery weterańskiej zdobył on osiemdziesiąt dziewięć medali, w tym pięćdziesiąt jeden krążków złotych. Zajęło mu to ponad dwadzieścia lat. Dla porównania, w tym czasie na wszystkich lekkoatletycznych Mistrzostwach Świata i Europy polscy zawodnicy zdobyli łącznie medali siedemdziesiąt sześć. Petriego takie ciekawostki jednak nie interesują. Biega, bo to kocha.
Kiedyś członkowie Lubuskiego Klubu Biegacza wpadli na pomysł, że warto byłoby dokonać czegoś niesamowitego, czego nie zapomną do końca życia. Idea przyszła z Warszawy. Ludzie ze stolicy uznali, że ku czci poległych dla ojczyzny warto by było zorganizować jakiś bieg. Na reakcje członków klubu, w tym jego założyciela, długo nie trzeba było czekać. Trasa z Gorzowa do Monte Cassino, miejsca będącego symbolem ofiary polskiej, wydała im się odpowiednia. Trzy tygodnie biegania po 20 km dziennie, parę krótkich podjazdów i cel zostaje osiągnięty, a kolejna granica ludzkich możliwości złamana.
Z zawodu jest nauczycielem. Matematyki. W końcu otaczają go liczby. Czasy, pozycje, daty, numery zawodników. Lubi je. Inaczej nigdy nie zorganizowałby 20.02.2002 roku o godzinie 20:02 biegu na 202 uczestników. To ostatnie nie udało się, bo przyszło paru nie zaproszonych. Przy okazji rozmowy na temat swojej pracy pan Petri wspomina sylwetkę Jerzego Cwojdzińskiego. Patrona odbywającego się corocznie w Gorzowie Biegu Żakowskiego. Łączyło ich zamiłowanie do biegania i wykładany przedmiot.
Gdy Robert Kubica po swoim feralnym wypadku i straconej sprawności w ręce wrócił do ścigania, wielu nazwało go szalonym. Kiedy Karol Bielecki zdecydował się grać z jednym okiem w piłkę ręczną, został okrzyknięty wariatem. Na jaki przydomek zasługuje więc człowiek, który po groźnej operacji oczu postanowił wystartować w Biegu Bachusa w Zielonej Górze, który odbywa się NOCĄ i ma dystans 10 km. Jest to jednak nic przy wyczynie, jakiego dokonała ta osoba w przeszłości. Nocny bieg na trasie Gorzów-Grudziądz. Pogoda nie dopisuje, trwa burza. Deszcz i pioruny nie przeszkadzają jednak grupie śmiałków. Na miejsce docierają z nawet dobrym czasem, nie spotykają tam jednak organizatorów biegu. Ci w owe przedsięwzięcie nie wierzyli. Tym opisanym kimś był oczywiście Zbigniew Petri. Taki to już jest człowiek. Wybitna, niepowtarzalna jednostka, która pokazała mi kim chciałbym być za sześćdziesiąt cztery lata. Pragnąłbym bowiem wtedy robić to co lubię i by moje ciało oszukiwało czas. To robi pan Zbigniew. Jednocześnie uświadomiłem sobie jak trudne jest to zadanie. Na moje szczęście nie łatwiejsze dla reszty społeczeństwa.
Zbigniew Petri zmarł 6 stycznia 2016 roku w wieku 85 lat.