FARKA.press

Portal Kultury i Reportażu

MAM MUZYKĘ | Mam muzykę we krwi. Cztery struny świata

Zuzanna Orzechowska

Portal społecznościowy informuje o wydarzeniu: W Teatrze Muzycznym Roma odbędzie się koncert w ramach projektu „Dobry Wieczór Jazz” – Andy Sheppard, Przemysław Strączek Trio. Na kontrabasie – Wojciech Pulcyn – mój wujek. Jest to jedna z kilku informacji w tym tygodniu, z czego każda z nich zawiadamia o coraz to nowych imprezach kulturalnych z jego udziałem: koncertach, audycjach, spektaklach i tym podobnych – i tak już od dwudziestu lat. Zaczyna mnie to zastanawiać. Pochodzę z rodziny, w której twórczość muzyczna jest obecna od pokoleń, stąd znajome mi są realia życia artysty, jednak dopiero teraz świadomie rozważam wybór tej ścieżki życiowej. Śledzenie kariery wujka staje się dla mnie inspiracją do refleksji nad pracą muzyka, jego rolą i misją szerzenia kultury. Jego ścieżka kariery zdaje się być niekończącą się przygodą.

Kim jest Wojciech Pulcyn?

Dla mnie – brat mojej mamy. Dla innych – wspaniały muzyk, przez wielu uważany za jednego z najlepszych polskich kontrabasistów. Pytam mamę o to, jak wyglądały początki jego ścieżki muzycznej. To ona na dziewiąte urodziny dostaje pianino, ale lekcje, na które chodzą oboje, szybko weryfikują ich zdolności muzyczne – mama woli rysować, wujek – grać.

Jego przygoda z muzyką zaczyna się w bydgoskiej szkole muzycznej. Po kilku latach stwierdza, że muzyka klasyczna nie jest tą, która gra w jego duszy. Po eksperymentach z wieloma gatunkami muzycznymi, odnajduje w sobie miłość do tego jedynego – jazzu. Jest to muzyka rytmiczna, oparta w dużej mierze na improwizacji, dająca przestrzeń do własnej interpretacji, wyrażania siebie poprzez brzmienie. Od kolegów słyszy o świetnej szkole jazzu w Warszawie. Decyzja jest szybka – pakuje się i wyjeżdża. Szlifuje swoje umiejętności muzyczne najpierw na Wydziale Jazzu Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina, następnie w Policealnym Studium Jazzu w klasie kultowego profesora Zbigniewa Wegehaupta.

Pobyt w stolicy procentuje wieloma muzycznymi znajomościami – i tak po raz pierwszy, w 1993 roku, na zaproszenie tureckiego trębacza Imera Demirera wyrusza do Stambułu. Tam styka się z odmienną kulturą, nowymi dźwiękami, brzmieniami. Z okna swojego pokoju widzi modlące się kobiety, a z daleka słyszy nawołującego muezzina, pięć razy dziennie wzywającego wiernych do modlitwy. „Połyka bakcyla” podróżowania, koncertowania, poznawania świata. W Turcji spędza cztery miesiące. Za dnia poznaje tamtejszą codzienność, zwiedza starożytne ruiny, łaźnie, muzea, delektuje się pysznym lokalnym jedzeniem; natomiast wieczorami dzieli się swoją pasją, grając w klubach jazzowych i spotykając się z żarliwym, dynamicznym życiem nocnym miasta.

Na polskiej scenie muzycznej obecny jest od roku 1995, kiedy zdobywa swoją pierwszą ważną nagrodę – na Międzynarodowym Konkursie Zespołów Jazzowych „Jazz Juniors” w Krakowie. Kolejne lata przynoszą wiele festiwalowych nagród i wyróżnień, w Polsce i nie tylko. Nie sposób wymienić wszystkich artystów, z którymi nagrywa płyty i współpracuje na scenach. Jestem w stanie przypomnieć sobie tylko małą ich część. Są to postaci takie jak np.: Kevin Mahogany, Ewa Bem, Mariusz Lubomski, Stanisław Soyka, Urszula Dudziak, Grażyna Auguścik, Wojciech Karolak, Bogdan Hołownia, Kuba Stankiewicz i wielu, wielu innych.

Miałam okazję być na kilku koncertach z Mariuszem Lubomskim, co zrodziło moje zainteresowanie twórczością Wojciecha Pulcyna. Jednym z prezentów urodzinowych od mojej mamy było przyjęcie-niespodzianka w jego toruńskim klubie, z nim w roli głównej. Było to dla mnie niezapomniane przeżycie.

W latach 1994-2020 Wojciech Pulcyn – wujek Wojtek – bierze udział w nagraniach do około 50 płyt. Współpracuje przy wielu projektach związanych z polską muzyką ludową. Za nagranie płyty „Wiosna Ludu” z zespołem Kapela Ze Wsi Warszawa otrzymuje nagrodę BBC Radio 3 Awards for World Music. Z Weroniką Grozdew tworzy „Etonofonie Kurpiowskie” – płytę z muzyką Karola Szymanowskiego.

Od wielu lat jest wykładowcą Międzynarodowych Warsztatów Jazzowych w Puławach, chociaż początkowo pojawiał się tam jako uczeń.

Tworzy także muzykę teatralną, współpracuje z teatrami, m.in.: z Teatrem Montownia, Narodowym, Ateneum i Roma.

Z pracą w teatrach wiąże się anegdota opowiedziana przez znajomego: Pewnego razu Wojtek wbiega do Teatru Kwadrat, pytając o miejsce próby. Gdy znajduje się na scenie, orientuje się, że aktorzy są niewłaściwi. Okazuje się, że pomylił teatry, i powinien w tym czasie być w Teatrze Ateneum.

Dzięki współpracy z Teatrem Narodowym, który wystawia „Nowe Bloomusalem” wg Jamesa Joyce’a, w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego, ma okazję odbyć podróż do Sarajewa, stolicy Bośni i Hercegowiny. Jest to jedna z pierwszych znaczących podróży, które odbywa jako muzyk.

Kontrabasista w podróży

Spoglądam na zdjęcie w albumie rodzinnym. Wujek przy słynnej Alei Snajperów w Sarajewie. Jest rok 2000, kilka lat po wojnie trwającej od 1992 do 1996 roku, podczas której doszło do najdłuższego i najbardziej krwawego oblężenia miasta w historii Europy po II wojnie światowej. Ulica na zdjęciu stanowiła wtedy drogę do jedynego źródła czystej wody. Wzdłuż niej znajdują się wysokie budynki, które wciąż noszą ślady wojny, wykorzystywane wówczas przez strzelców wyborowych do ostrzeliwania ludzi. Według danych, snajperzy zabili tam 225 osób, w tym 60 dzieci.

Myślę o tym, jak praca muzyka splata się z poznawaniem świata, daje możliwość odwiedzenia miejsc tak bogatych kulturowo, ważnych z punktu widzenia historii, religii i sztuki.

Rok 2002. Wujek Wojtek z kolegami muzykami wyjeżdża na zaproszenie polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych do Libanu, Syrii, Jordanii i Egiptu w trasę koncertową promującą muzykę Krzysztofa Komedy. Teraz odbycie tej podróży nie byłoby możliwe, chociażby ze względu na obecną sytuację w Libanie i Syrii. Zwiedza Bejrut, położony na wyspie nad brzegiem Morza Śródziemnego, otoczony z trzech stron Górami Libanu. Jest to miasto z historią sięgającą ponad 5 tysięcy lat, z osadnictwem fenickim, hellenistycznym, rzymskim, arabskim i osmańskim. Do 1975 roku intelektualna stolica Świata Arabskiego. Jego pobyt tam przypada w czasie między konfliktami, z których jeden kończy się w roku 1990, a drugi wybucha w roku 2006 i rozpoczyna zatarg izraelsko-libański. Bejrut wówczas staje się jednym z wielu celów bombardowań i w dużej mierze zostaje zniszczony, a zachodnia część miasta opanowana zostaje przez Hezbollah. Pobyt w tym miejscu zapada mu głęboko w pamięć. Osiemnaście lat później wciąż uważa kuchnię libańską za najlepszą na świecie.

Potem przychodzi kolej na Syrię. Tam występuje w Damaszku i dla żołnierzy misji obserwacyjnej ONZ na Wzgórzach Golan, chociaż jako osoba cywilna nie miałby możliwości znaleźć się w tym miejscu. Poznaje tam Franciszka Gągora, generała Wojska Polskiego, specjalistę w dziedzinie operacji pokojowych, który 10 kwietnia 2010 r. ginie w katastrofie smoleńskiej.

W Damaszku ma okazję zwiedzić Meczet Umajjadów, jedno z najstarszych, najbardziej szanowanych sanktuariów muzułmańskich, wzniesione w latach 706-715. Jest ono miejscem przechowywania relikwii świętego Jana Chrzciciela. Zazdroszczę mu, że miał okazję odwiedzić te miejsca – obecnie na terenie Syrii trwa konflikt uważany za najstraszniejszy naszych czasów, siejący straszliwe spustoszenia.

W Jordanii gra dla królowej Rani w Ammanie, kąpie się w Morzu Martwym. Zwiedza Petrę – starożytne miasto Nabatejczyków, wykute w skale ponad 2000 lat temu, oraz Górę Nebo, o której pierwsze wzmianki pojawiają się w opisie Exodusu w Starym Testamencie. Staje w miejscu, z którego według Biblii Mojżesz miał zobaczyć Ziemię Obiecaną. Odwiedza Sanktuarium Mojżesza, którym opiekują się franciszkanie, a miejsce to czczone jest przez wyznawców religii żydowskiej, chrześcijaństwa i islamu.

Opowiada mi później, że gdy zjawił się z kontrabasem na lotnisku w Ammanie, wzbudza zainteresowanie służb porządkowych i zostaje doprowadzony do samolotu lecącego do Kairu specjalnym podziemnym przejściem. Gdy pojawiał się w kabinie samolotu, kontrabas zajmował już swoje miejsce, a obok niego uzbrojony mężczyzna, który towarzyszy mu przez cały lot. Efekt wzmożonej kontroli po zamachu z 11.09.2001 roku.

W Kairze zwiedza najstarszą część miasta, pełną zabytków rzymskich i wczesnochrześcijańskich, piramidy w Gizie i część muzułmańską z minaretami i kopułami meczetów. Odbywa też podróż statkiem po Nilu.

Podróż na Bliski i Środkowy Wschód owocuje pasją do nauki języka arabskiego, którą kontynuuje przez kolejne lata po powrocie do Polski.

W latach 2002-2010 podróżuje po Europie i Azji przy okazji wielu tras koncertowych. Odwiedza miasta takie jak Mińsk, Kopenhaga, Paryż, Lyon, Bansko, Praga, Bratysława, Londyn, Stambuł, Ankara, Belgrad, Lublana, Wilno, Lwów.

W długą trasę koncertową wyrusza w 2011 roku, jesienią, z amerykańską wokalistką Amandą Pucci-Jhones. Występują na piętnastu koncertach, w piętnastu różnych miastach, między innymi w Kaliningradzie, Pietrozawodsku, Kazaniu, Omsku, Kirowsku, Ufie, Samarze, Jekaterynburgu. Miasta te dzielą od siebie duże odległości, a podróż między nimi trwa nawet do siedemnastu godzin. Wtedy w jego sercu kiełkuje miłość do jazzu amerykańskiego, z którym spotyka się bezpośrednio przy okazji współpracy z Amandą.

Rok później znowu jest w Rosji, z ukraińskim pianistą Danielem Kramerem oraz amerykańskim wokalistą Kevinem Mahoganym, jednym z czołowych głosów współczesnego jazzu. Gra między innymi w Wołgogradzie, Syktywarze, Toljatti. Łącznie bierze udział w 20 koncertach na terenie całego kraju.

Z Kevinem Mahoganym występuje jeszcze wiele razy, w tym na Bydgoskim Festiwalu Muzyki Kameralnej „Muzyka u Źródeł” w listopadzie 2015 roku – mam okazję być na tym koncercie i do tej pory wspominam aksamitne brzmienie głosu piosenkarza. Jest mi ciężko pogodzić się z faktem, że zmarł kilka lat temu. Wujek Wojtek do dziś uważa, że około sześćdziesięciu koncertów, które zagrał z Mahoganym, to ogromne szczęście i zaszczyt. Jest to niezapomniany okres w jego karierze zawodowej.

Do Rosji wraca ponownie, gdy koncertuje w Moskwie z Pawłem Kaczmarczykiem i Rafałem Sarneckim, w marcu 2013 roku.

W tym roku współpracuje również z Bogdanem Hołownią nad płytą „Henryk Wars. SongBook”. Album spotyka się z bardzo przychylnym odbiorem, co wiąże się z dużą ilością koncertów promujących.

W 2014 roku odwiedza Lizbonę, jednak ta nie zachwyca go. Mówi, że nie zrobiła na nim takiego wrażenia jak Paryż, Rzym czy Barcelona.

Pomiędzy dalekimi podróżami, bierze udział w wielu projektach na terenie Polski. Dużymi wydarzeniami są: projekt Grażyny Auguścik „Orchestar – Inspired by Lutosławski” i promocja płyty „Kazimierz Jonkisz energy – 6 hours with Ronnie”.

Rok 2016 – pierwsza połowa przynosi wiele kolejnych koncertów i nagrań w kraju. Natomiast we wrześniu przychodzi wymarzona podróż do Stanach Zjednoczonych. Wujek jeszcze jako młody chłopak otrzymuje propozycję nauki we wspaniałej szkole Berklee College of Music w Bostonie, jednak realia życiowe nie pozwalają mu wyjechać. Teraz mogą ziścić się marzenia. Z zespołem Lautari dają koncerty w pięciu miastach – Cedar Rapids w stanie Iowa, Bloomington w Indianie, Minneapolis w Minnesocie, Chicago w Illinois i w Nowym Jorku. Bywa w słynnych klubach jazzowych, które dotychczas istniały dla niego jedynie w opowieściach. Spaceruje po Manhattanie, odwiedza muzea, nasiąka atmosferą niezwykłej metropolii. Dla niego to magiczny świat – czuje się jak bohater filmu Woody’ego Allena.

W październiku wraca do Polski, jednak nie rozstaje się z amerykańską muzyką. Spędza miesiąc na promowaniu swojej płyty autorskiej, ściśle związaną z jego wielkim idolem – „Tribute to Charlie Haden”. Charlie Haden zawsze był wzorem i inspiracją. Projekt jest hołdem oddanym mistrzowi, podróżą w czasie przez poszczególne składy w których Haden występował. Na albumie pojawiają się utwory grane przez kwartety Ornette’a Colemana, Keitha Jaretta, zespoły Old and New Dream i Quartet West. 6 października 2016 roku odbywa się koncert w studiu im. Witolda Lutosławskiego, z udziałem Grażyny Auguścik. Na scenie pojawia się także ośmioletni syn wujka – Piotrek – grający na wiolonczeli.

Następnie wyrusza w kolejną podróż – tym razem do Ameryki Południowej. W listopadzie wraz z Kubą Stankiewiczem ląduje w Santiago de Chile na zaproszenie polskiego ambasadora. Następnie przemieszcza się do Brasili, a jeszcze później do Buenos Aires, by tam zagrać na festiwalu jazzowym. Stamtąd przysyła mi zdjęcia, dodając: Cieszmy się, że żyjemy w Europie. Wspomina, że miasta są zaniedbane, a przestępczość bardzo wysoka, przez co nie można czuć się tam bezpiecznie. Zachwycają go za to niesamowite zachody słońca, odznaczające się niecodzienną instensywnością i różnorodnością barw.

Trzy dni później z kwintetem Rafała Sarneckiego melduje się w Malezji: w Kuala Lumpur i na wyspie Penang. Malezyjskie linie lotnicze urzekają wujka uprzejmą obsługą i serwisem. Wspomina, że wtedy po raz pierwszy na pokładzie samolotu podano mu lody. Myśl o malezyjskich stewardessach przywołuje uśmiech na jego twarzy. Mnie natomiast nadal tkwi w pamięci zdjęcie przedstawaiające wszechobecne małpki, kradnące jedzenie turystom.

Kolejny rok rozpoczyna pobytem w Słowenii z cyklem koncertów. Następnie leci na Kubę, a w lutym odwiedza Izrael i Palestynę.

Wyjątkowym przeżyciem jest pobyt w Jerozolimie, największym mieście Izraela. Leży ono wśród gór Judei rozciągających się między Morzem Śródziemnym a Morzem Martwym. Posiada długowiekową historię i stanowi centralny punkt dla judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Urzeka go usytuowanie miasta, jego energia i górująca nad nim Kopuła na Skale – jedno z najważniejszych muzułmańskich sanktuariów. Kopuła przykrywa skałę, na której według Biblii Abraham miał złożyć w ofierze Bogu swojego syna Izaaka. Z tej samej skały według wierzeń muzułmanów Mahomet miał doznać wniebowstąpienia, a Jakub zobaczyć miał drabinę wiodącą do nieba. Przechodzi słynną Via Dolorosa – Drogę Krzyżową – prowadzącą przez Stare Miasto Jerozolimy, od Medresy Omara do Bazyliki Grobu Świętego. Prawdopodobnie drogę tę przemierzył Jezus Chrystus niosąc krzyż na Golgotę. Ma wtedy okazję zwiedzić Bazylikę Grobu Świętego. Nie jest ona wyłączną własnością żadnego kościoła chrześcijańskiego, lecz pozostaje we współposiadaniu przedstawicieli kilku wyznań.

Odwiedza też Ścianę Płaczu – w chwili obecnej najświętsze miejsce judaizmu, od wielu wieków cel pielgrzymek i miejsce modlitwy. W obcowaniu z zabytkami miasta przeszkadza jedynie obecność dużej ilości uzbrojonych żołnierzy. Wyglądają złowrogo i nie nastrajają pozytywnie – pisze w wolnej chwili.

Kolejnym etapem podróży jest Betlejem – miasto położone na północny wschód od miasta Gaza, na wysokości ok. 775 m.n.p.m., 30 metrów nad Jerozolimą. Jest to miejsce skrzyżowania wielu kultur i religii o wyjątkowej sile oddziaływania. Odwiedza miejsce narodzin Chrystusa, które znajduje się w jaskini pod Kościołem Narodzenia Pańskiego. Wraca z tej podróży bogatszy nie tylko o doznania muzyczne, ale także duchowe.

Czerwiec 2018 roku – podróż do Kanady z Mateuszem Smoczyńskim. Pierwsza stacja – Vancouver. Następnie koncert w Inlet Theater w Port Moody, na terenie Kolumbii Brytyjskiej. To nowy przystanek na mapie jego muzycznych podróży.

Wrzesień 2019 roku przynosi podróż do Korei Południowej. Z kwintetem Rafała Sarneckiego odbywa trasę obejmującą miasta takie jak: Seul, Jimji, Daegu, Daejeon, Busan, Ulsan, Incheon. Korea pozostawia po sobie wrażenie nowoczesnego państwa, rozwiniętego gospodarczo, kulturalnego i przyjaznego odwiedzającym. Wujka fascynuje górzysto-wyżynne ukształtowanie terenu, gęsta sieć rzek i bogata flora. To jedna z podróży, które wspomina z zachwytem – to stąd przysyła filmik z ruszającym się jeszcze na talerzu jedzeniem; niezapomniana jest także muzyka koreańska rozbrzmiewająca w aucie.

Szóstego października wysyła wiadomość: Idę zaraz spać, bo już północ. O 7:00 na lotnisko i do Szanghaju. Następnego dnia pisze zafascynowany: Ciągle zwiedzam i zwiedzam Końca miasta nie widać. Jest to miejscowość, w której mieszka 28 milionów ludzi. Urzeka architekturą, którą nie sposób się nie zachwycić.

Wzbogacony o kolejne azjatyckie wrażenia wraca do Warszawy, by kilka dni później wyjechać w kolejną trasę po Rosji w składzie Wojtek Pulcyn, Paweł Kaczmarczyk, Sebastian Frankiewicz i Daniel Kramer. 23 października 2019 roku ląduje w Nowosybirsku, by po koncercie w filharmonii wsiąść w pociąg do Omska, gdzie Lenin wiecznie żywy jest na pomnikach. 27 odwiedza Niżny Tagił, miasto w azjatyckiej części Rosji, w obwodzie swierdłowskim. To około 25 kilometrów na wschód od umownej granicy Europy i Azji. Jeden z najstarszych ośrodków górniczych w rejonie Uralu.

Po prawie dziesięciu latach wraca, by zagrać koncert w Jekaterynburgu, mieście położonym po wschodniej stronie środkowego Uralu. Przez miasto przebiega trasa Kolei Transsyberyjskiej. Jest jednym z wiodących ośrodków naukowych Federacji Rosyjskiej. W Jekaterynburgu funkcjonuje 60 różnych muzeów i galerii. Oprócz tego miasto posiada największą liczbę teatrów spośród wszystkich miast rosyjskich, po Moskwie i Petersburgu. Mają tu swoje siedziby Swierdłowska Państwowa Filharmonia, Uralski Chór Ludowy oraz kilka znanych w Rosji szkół tanecznych.

Po koncercie 29 października leci do Samary – miasta portu rzecznego nad Wołgą. Szczególnie bawi go kilkudziesięciotonowy pomnik żeliwnego kaloryfera, postawiony w 2005 roku z okazji 150 rocznicy zamontowania pierwszego grzejnika. Trzydziestego pierwszego jest już w Kazaniu – stolicy Tatarstanu. Jest to miasto z długą tradycją, ważny ośrodek naukowy – na jego terenie znajduje się 11 uczelni, w tym filia Rosyjskiej Akademii Nauk. Do ważnych ośrodków kulturowych w Kazaniu zaliczają się kazański Teatr Opery i Baletu oraz Tatarski Teatr Dramatu.

Następnie jedzie do Kirowa, a potem wyrusza w podróż do Iżewska. Zatrzymuje się w przydrożnej restauracji, jedynej na odcinku 450 kilometrów. W powieści nazwano by to miejscem zapomnianym przez Boga i ludzi, gdzie czas zatrzymał się w XIX wieku. Toaleta okazuje się drewnianą szopą w zaspie śnieżnej.

Za to Iżewsk, do którego dociera, przedstawia się jako miasto nowoczesne, rozwinięte. Jest to miejscowość związana z przemysłem zbrojeniowym – produkcją między innymi automatów Kałasznikowa. Znajduje się tam zarząd do spraw Kultury i Turystyki – utworzony w celu zachowania i rozwoju potencjału kulturalnego miasta. Funkcjonują tam teatry, muzea, pałace twórczości ludowej, domy młodzieży i inne instytucje kulturalne.

Stamtąd wyrusza pociągiem do Wołogdy. Pokonuje 1263 kilometry. Wołogda uchodzi za miasto prowincjonalne i właśnie to uchroniło jej zabytki od zniszczenia w czasach sowieckiej walki z religią.

4 listopada, następny przystanek trasy – Czerepowiec. To Dzień Jedności Narodowej, rosyjskie święto państwowe, obchodzone w rocznicę zdobycia w 1612 roku kremla moskiewskiego, opanowanego przez wojska I Rzeczypospolitej.

Wreszcie przybywa do Moskwy, by cieszyć się dniem wolnym od koncertów i móc zwiedzić choćby małą część tego olbrzymiego miasta. Wszak to najważniejszy ośrodek polityczny, gospodarczy, kulturowy, religijny, finansowy, edukacyjny, komunikacyjny oraz turystyczny Rosji. Postanawia obejrzeć zbiory Państwowej Galerii Tretiakowskiej. Podziwia prace mistrzów rosyjskiego malarstwa, takich jak Rublow, Riepin, Lewitan, Szyszkin.

Przerwa nie trwa długo. 8 listopada nocnym pociągiem jedzie do Niżnego Nowogrodu, by tam zagrać koncert, przemieścić się na lotnisko, odbyć lot z powrotem do Moskwy, a stamtąd w końcu wrócić do domu.

Następnego dnia dzwoni do mnie, już z Warszawy – dzieli się informacją, że od 22 września do 9 listopada pokonał 35 tysięcy kilometrów. Wówczas jeszcze nie wie, że na jakiś czas jest to ostatnia z dalekich podróży muzycznych, z powodu ogólnoświatowej pandemii w roku 2020.

Uziemienie nie powstrzymuje go jednak przed upowszechnianiem kultury. Bierze udział w projekcie „Kultura w Sieci” – to cykl autorskich audycji prezentujących sylwetki i twórczość wybitnych osobowości polskiego jazzu: Krzysztofa Komedy, Sławomira Kulpowicza, Janusza Muniaka, Zbigniewa Wegehaupta, Tomasza Szukalskiego i Tomasza Stańko. Z czterema z nich tworzył wspólne projekty muzyczne. Przedstawia ich postaci w nowatorski, eksperymentalny sposób za pomocą jednego instrumentu – kontrabasu. O projekcie opowiada: Byłem uczestnikiem wielu wspaniałych wydarzeń muzycznych, koleżeńskich i życiowych z tymi oryginalnymi postaciami. Czuję się silnie emocjonalnie związany z tym projektem – uważam, że powinienem podzielić się tymi wspomnieniami. Jestem pewny, że lata doświadczeń i inspiracji, z których czerpię, staną się silną inspiracją dla odbiorców. Chcę też przełamać schemat myślowy, że kontrabas kojarzy się z rolą sekcyjną, rzadko prezentuje się solo – a może pełnić rolę melodyczną, harmoniczną i perkusyjną.

Od momentu podjęcia decyzji o wyborze drogi muzycznej, życie Wojtka Pulcyna przypomina improwizację jazzową i przebiega w zgodzie z rytmem muzyki. Całkowicie oddaje się sferze dźwięków, dzieląc się pasją z żoną i dwoma synami. Jeden z nich – wspomniany wcześniej Piotrek – jest uczniem szkoły muzycznej.

Odkąd pamiętam, podziwiam jego umiejętność łączenia podróży po świecie i sukcesów zawodowych z życiem rodzinnym. Mój wybór szkoły muzycznej nie jest przypadkowy. Od zawsze fascynuje mnie energia, którą ma na scenie i jego umiejętność przekazania jej słuchaczom. Niesamowita jest również pozytywna aura, jaką wokół siebie roztacza – jego żona w ramach prezentu nagrała dla niego film, w którym pytała jego znajomych o jego najbardziej charakterystyczną cechę – 90% z nich jako pierwsze podała poczucie humoru.

Niezwykle inspiruje mnie jego osobowość i twórczość, jednak nie jestem w tym odosobniona – dowodem na to jest wiersz napisany przez pana Grzegorza Wasowskiego:
Wojciechu Panie – Wierszem wyznanie.
Zwracam do pana się Wojciecha
Pulcyna, w sprawie: jakie echa
Są pana grania na moim ciele,
A jest tych ech doprawdy wiele.
Otóż, gdy pan tarmosi struny
Przez ciało ciarek mi tabuny
Cwałują i za każdym razem
Serwują przeżyć kategorię,
Które bym jako euforię
Określił, takie są mi bliskie
Basowe dźwięki, czyli niskie.
Takie są bliskie, takie błogie,
Że z uniesienia wyjść nie mogie,
Bo jestem pana entuzjasta
Nie powiem panu nigdy: bas-ta!

Mówi się, że mężczyzna powinien zasadzić drzewo, zbudować dom i mieć syna. Wujek przy każdym z tych punktów mógłby napisać: „dotyczy” albo „zrealizowano”. Jednak kiedy myślę o tym, wiem, że w jego przypadku to nie wystarczy, żeby poczuć pełnię życia. Kiedy piszę ten reportaż, nieustannie próbuję z nim porozmawiać, ale prawie za każdym razem słyszę „Nie teraz”, „Za piętnaście minut”, „Jestem na próbie”, „Oddzwonię”…

Jestem pewna, że w najgorszym przypadku jest to dopiero półmetek. Nie mam też najmniejszych wątpliwości, że jego ścieżka muzyczna zainspiruje wielu jego słuchaczy tak, jak zainspirowała mnie.

Reportaż zdobył wyróżnienie w 3. Ogólnopolskim Konkursie na Reportaż “Mam Muzykę…”, adresowanym do młodzieży.