Recenzja: „27 śmierci Toby’ego Obeda” Joanna Gierak-Onoszko
Mówi się, że to nie jest książka o Kanadzie. Jej szerszy kontekst podkreślany jest także przez samą autorkę, która proponuje spojrzeć na „27 śmierci Toby’ego Obeda” jak na reportaż o krzywdzeniu dzieci. Jest to też historia o pojednaniu, jak przeczytamy na okładce, które „jest procesem o wyraźnym początku, ale bez końca”. Jednak po lekturze tej książki wszystkie te tematy wydają się nie stanowić sedna jej treści; i Kanada, i krzywdzone dzieci, i pojednanie. Jest to przede wszystkim reportaż o ogromnym złu, dla którego nie ma wytłumaczenia.
Joanna Gierak-Onoszko bardzo rzetelnie i z reporterskim profesjonalizmem zgromadziła i opisała materiał dotyczący funkcjonowania w Kanadzie szkół z internatem dla dzieci rdzennych mieszkańców. Takie szkoły sprawnie funkcjonowały od XIX do końca XX wieku i były pomysłem państwowej administracji na „podbój dzikiego lądu” poprzez wykorzenienie jego pierwszych mieszkańców. Wcielenie w życie tego pomysłu polegało na zabieraniu rodzicom dzieci w wieku około 5 lat i zamykanie ich na około dziesięć lat w szkołach z internatem prowadzonych przez duchownych z Europy. W których to szkołach dzieci miały zapomnieć o swoich korzeniach, kulturze, języku, tradycjach; które „dzikich pogan” miały przemienić w „cywilizowanych chrześcijan” i wartościowy obywateli nowego państwa.
Funkcjonowanie takiego systemu edukacji można uznać za krzywdę wyrządzoną dzieciom i ich rodzicom, a zlikwidowanie go za początek drogi do pojednania, przebaczenia tej krzywdy. Tylko, że nie o to tak naprawdę w tej historii chodzi. To za mało powiedzieć, że „27 śmierci Toby’ego Obeda” traktuje o krzywdzie, jest ona wręcz drobiazgowym opisem tortur, jakim poddawano dzieci w zamkniętych internatach pośrodku skutej lodem dziczy. Bo torturami chyba trzeba nazwać używanie wobec kilkuletnich dzieci krzesła elektrycznego, zmuszanie do zjadania własnych wymiocin, czy do aktów seksualnych na oczach innych dzieci i dorosłych.
Autorka pisze w tym reportażu, że ze wspomnień dzieci z jednej tylko szkoły – imienia Świętej Anny w Fort Albany – śledczy wyłowili około stu osiemdziesięciu osób nazwanych seksualnymi drapieżnikami. Nie odpowiada na pytanie kim byli ci ludzie, które chyba nie jednemu czytelnikowi ciśnie się na usta. Jest to „brak” tego reportażu, którego sama Joanna Gierak-Onoszko jest świadoma i o którym mówi podczas spotkań z czytelnikami. Nie ma tu relacji drugiej strony, jest tylko narracja ofiar i ich historia, a to dlatego, że oprawcy albo nie chcieli rozmawiać z reporterką, albo już nie żyją i nie pozostawili po sobie niczego, co tłumaczyłoby ich historię. Brakuje jednak ich głosu dla zrozumienia tego wszystkiego, o czym pisze Joanna Gierak-Onoszko. Bo jak to możliwe, żeby w jednej tylko szkole (nawet jeśli przyjmiemy, że ta liczba odnosi się do okresu kilku czy kilkunastu dekad) sto osiemdziesiąt osób wykorzystywało seksualnie bezbronne dzieci?! A takich szkół w Kanadzie było mnóstwo, oficjalne dane mówią o stu pięćdziesięciu tysiącach ofiar.
Chciałoby się wierzyć, że Joanna Gierak-Onoszko opisała tylko jeden system związany z tą historią, że był jeszcze drugi, w strukturach kościelnych. Że na przykład wysłanie na misję w Kanadzie było sposobem na pozbycie się w „cichy sposób” zdegenerowanych duchownych z Europy. Oczywiście taka prawda byłaby również przerażająca, ale dawałby jakieś wytłumaczenie tego, co działo się w szkołach z internatem w Kanadzie, prowadzonych przez duchownych. Można by upatrywać przyczyny zbrodni na dzieciach w kontrolowanym i celowym nagromadzeniu zwyrodnialców, co pozwalałoby wciąż wierzyć w dobro zwykłych ludzi. Bo jeśli nie, jeśli personel tych szkół stanowili przypadkowi, zwykli ludzie, to jakie to nam daje świadectwo o człowieku? Że każdy tak może? Że potrzeba tylko pewnych warunków, przyzwolenia, braku możliwości, czy pewnego stanu psychicznego i każdy może stać się katem dla dzieci?
To pojednanie, o którym pisze Joanna Gierak-Onoszko, które nie może dopełnić się zakończeniem. Nie ma końca właśnie z tego powodu – że główną zbrodnią nie było samo utworzenie szkół, zatem samo ich zamknięcie nie kończy tej historii. Zniszczono struktury funkcjonowania zła, ale nie ich źródło. Bo przecież te szkoły miały „tylko” wykorzeniać i „cywilizować” dzieci – za to je rozliczono, ale nie za „ponadprogramowe” tortury. Kto je wymyślił? Kto wdrożył? Czy istniał jakiś dokument dający instrukcje? Czy ktoś je na personelu szkół wymuszał? Za nie rozliczał? Czy ktoś je w jakiś sposób tłumaczył?
O źródle nie wiemy prawie nic, bo oprawcy na stronach reportażu Joanny Gierak-Onoszko milczą. Bliżej poznajemy historię tylko jednego z nich – siostry zakonnej, którą autorka przedstawia nam najpierw jako potwora, by potem odkryć, że ona sama była dzieckiem rdzennych mieszkańców Kanady, które przeszło przez szkołę z internatem. Kto był krzywdzony, sam będzie krzywdził – takie stwierdzenie niczym refren powraca w „27 śmierciach Toby’ego Obeda”. To jednak za mało, by zrozumieć, jak człowiek, w imię wartości chrześcijańskich, może torturować dzieci. Książka Joanny Gierak-Onoszko jest przerażająco smutnym dokumentem o kondycji świata ludzi.
(af)
Joanna Gierak-Onoszko
27 śmierci Toby’ego Obeda
Wydawnictwo: Dowody na istnieie
Data premiery: 22.05.2019
ISBN: 9788365970343