FARKA.press

Portal Kultury i Reportażu

Jesteś zwycięzcą! Czy aby na pewno?

Anna Okrzyńska

Pojawił się stosunkowo niedawno. Niemal od pierwszej chwili wzbudzał emocje, ale i niemałe zainteresowanie. Coaching. Jednym pomaga rozwinąć skrzydła, innym je podcina. Jak to możliwe, że ten z pozoru idealny sposób na motywowanie ludzi ma też swoją ciemną stronę mocy?

Aby dobrze się coachingowi przyjrzeć, należy najpierw zdefiniować czym jest. Coaching to z języka angielskiego korepetycje albo trenowanie; dokładniej zaś jest interaktywnym procesem szkolenia, poprzez metody związane z psychologią, realizowaniem procesu decyzyjnego do zaspokajania potrzeb, który pomaga pojedynczym osobom lub organizacjom w przyspieszeniu tempa rozwoju i polepszeniu efektów działania oraz osiągnięcia celu. Osoba, która korzysta z usług coacha jest określana mianem coachee. Dzięki coachingowi klienci ustalają konkretniejsze cele, optymalizują swoje działania, podejmują trafniejsze decyzje i pełniej korzystają ze swoich naturalnych umiejętności.

Coaching jest procesem, którego głównym celem jest wspieranie klienta w samodzielnym dokonywaniu zamierzonej zmiany w oparciu o własne odkrycia, wnioski i zasoby. Coach zaś staje się swego rodzaju „przewodnikiem” wspierającym go w realizowaniu zaplanowanych zadań. Nie realizuje ich jednak za klienta, tak samo jak trener sportowy nie rozgrywa meczu za sportowca. Zadaniem coacha jest  dostarczanie narzędzi oraz uczenie nowych umiejętności zachowań, a jeśli zajdzie taka potrzeba pomaganie w przekraczaniu osobistych barier i ograniczających przekonań. Jednym słowem ma trzymać rękę na pulsie i wspierać klienta, kiedy ten sam rzuca sobie kłody pod nogi na drodze do celu.

Coaching często ratuje tych, którzy obawiają się kryzysu albo właśnie taki kryzys przechodzą. I nie ma najmniejszego znaczenia czy jest to kryzys osobisty np. w organizacji czasu czy też na stanowisku pracy. Dobry coach jest w stanie zdziałać cuda… a przynajmniej takie cuda nam obiecuje. Przyjrzyjmy się zatem bliżej zaletom i wadom coachingu.

Jak powszechnie wiadomo nawet 80% rezultatu to kwestia nastawienia i wewnętrznej motywacji. Te same grupy mięśni reagują na bodziec wymuszony poprzez ruch na bieżni, co na bodziec stymulowany wyobraźnią. Innymi słowy: mięśnie trenują zarówno wtedy, kiedy wykonują pewną fizyczną pracę, jak i wtedy, kiedy tę pracę tylko sobie wyobrażamy, jak np. bieg po trawie czy bieżni na siłowni. To właśnie na tym często polega cud rehabilitacji, kiedy ciężko chorzy pacjenci najpierw wykonują wysiłek „w głowie”, potem zaś faktycznie ćwiczą z fizjoterapeutą czy rehabilitantem. Wniosek wydaje się więc prosty: najpierw musimy uruchomić swoją siłę woli,  dopiero potem zaś mięśnie, układ oddechowy, odpornościowy itd. Coaching działa dokładnie na tej samej zasadzie: wykorzystuje potencjał, który już w nas istnieje. Jedno z coachingowych twierdzeń zakłada, że mamy wszystkie zasoby do tego, by skutecznie działać, te jednak mogą być uśpione, a my możemy ich w pełni nie rozpoznawać, przez co nie korzystamy ze wszystkich naszych możliwości.

Czasem nieumiejętność korzystania z nich prowadzi do porażek. Kiedy w naszym życiu w krótkim okresie czasu jest ich więcej niż jedna czy dwie spowodowane czynnikami niezależnymi od nas, mamy do czynienia ze strategią porażki. Analogicznie istnieje też strategia sukcesu, do której podchodzimy znacznie bardziej ufnie niż do tej pierwszej. Wynika to z tego, że często nie chcemy wierzyć, że sami jesteśmy sobie winni kiedy odnosimy porażkę. O wiele trudniej jest nam przyznać, że to przez nasze własne, uparcie powtarzane działania nie odnieśliśmy sukcesu, a ponieśliśmy porażkę. Rola coacha w takim przypadku polega na tym, żeby w delikatny sposób “oświecić” klienta co robi źle i opracować z nim strategię sukcesu.

Ważnym jest, abyśmy sami uświadomili sobie, że kryzysy, które przechodzimy są w dużej mierze wynikiem konserwatywnych wzorców zachowań oraz sztywnie stosowanych norm, które w sposób nieunikniony składają się na strategię porażki. Coach pomoże nam w wychwyceniu pułapek, jakie sami na siebie zastawiamy, dzięki czemu łatwiej będzie nam je wyeliminować. Pozbycie się wpojonych nawyków nigdy jednak nie jest łatwym zadaniem. Aby wyrwać się z błędnego koła myślenia, które przynosi nam same porażki, musimy wyjść poza strefę własnego komfortu. Bo kto z nas lubi się przyznawać do tego, że jego działanie było błędne? No właśnie. I tu również z pomocą przychodzi coach, który zachęca nas do opuszczenia bezpiecznej strefy komfortu, gdyż tylko poza nią istnieją nowe rozwiązania, które mogą przynieść twórcze, nowe, bardziej satysfakcjonujące efekty i niemal gwarantuje, że kiedy to zrobimy, nasze życie stanie się piękniejsze.

Brzmi nieźle, prawda? W każdej beczce miodu musi być jednak łyżka dziegciu, a coaching nie jest wyjątkiem. Po pierwsze: coach to nie terapeuta. O ile w coachingu związanym z rozwojem zawodowym kompetencje i rola coacha są jasno określone, o tyle sytuacja komplikuje się w przypadku doradztwa życiowego. Psycholog Piotr Mosak podkreśla, jak istotne jest, by ktoś przygotowujący się do wykonywania zawodu coacha miał też przygotowanie psychologiczne. Musi potrafić odróżnić coaching od psychoterapii i w razie, gdy zgłosi się do niego ktoś, kto potrzebuje pomocy psychologa, a nie coacha, powinien delikatnie odesłać go we właściwe miejsce. Psycholog Jacek Walkiewicz używa mocnego porównania, twierdząc, że z coachem i psychologiem jest jak z lekarzem i kimś, kto skończył tylko kurs pierwszej pomocy – ma pewne umiejętności, ale nie są one zbyt szerokie. W wielu sytuacjach potrafi udzielić pomocy, ale mogą też być takie momenty, że nie posiada wystarczającej wiedzy i może bardziej zaszkodzić niż pomóc.

Często terapia coachingowa faktycznie przynosi oczekiwany efekt. Ale co jeśli coach, którego wybraliśmy właściwie nie zna się na swojej pracy? Albo podczas każdego spotkania wmawia nam, że możemy wszystko, że jesteśmy zwycięzcami, że teraz jest ten najlepszy moment, że świat stoi przed nami otworem… nawet jeśli w rzeczywistości tak nie jest, bo na jego kozetce siedzi akurat student finansów i rachunkowości, który chce zostać pilotem szybowca. I potem taki student X wychodzi z gabinetu po skończonym cyklu spotkań, nastawiony na sukces i zderza się z brutalną rzeczywistością. Ogarnia go uczucie frustracji, bo przecież był nastawiony na sukces, a nie dostał tego, co mu obiecano. Zgodnie z teorią frustracji – agresji wystarczy wtedy dosłownie jedna kropla, która przepełni czarę goryczy, a student X zaczyna być rozdrażniony, a nawet agresywny, tym bardziej, że jego frustracja jest kompletnie nieoczekiwana. W tym przypadku student po terapii jest w o wiele gorszej kondycji psychicznej niż przed terapią i tym razem zdecydowanie potrzebuje psychologa, a nie coacha.

Weźmy może mniej skrajny przykład. Student matematyki chce uczyć w szkole, tak samo jak 47 jego kolegów, którzy ukończyli z nim ten sam kierunek. Chętnych – 47, miejsc w najbliższych szkołach – 2. Ponieważ student Y jest nieśmiały i mimo tego, że ma rozległą wiedzę nie potrafi wybić się z reszty towarzystwa, umawia się na kilka sesji z coachem, który ma pomóc mu uwierzyć w siebie. Ten, oczywiście, robi co może, uświadamia Igrekowi jego mocne strony, nastawia na sukces, namawia do bycia odważnym. Zdaje się, że student Y rzeczywiście przechodzi przemianę, ale kiedy sesje coachingowe się kończą, a on zderza się z rzeczywistością, jego poczucie wartości momentalnie spada, bo przecież miejsca pracy nadal są 2, a sztucznie zbudowane przez coacha przekonanie, że teraz Igrek na pewno znajdzie zatrudnienie nie ma realnego odzwierciedlenia w rzeczywistości.

Po drugie: trudno, jak widać na przykładzie studenta Y, przewidzieć realny zysk z coachingu. Równie dobrze może on nas postawić na nogi i otworzyć nas na nowe możliwości, jak i nie przynieść kompletnie żadnych korzyści. Wręcz przeciwnie: my zainwestujemy niemałe pieniądze w nasz rozwój, który potem okaże się gruszkami na wierzbie. Należy więc pamiętać, że jeśli w trakcie sesji coachingowych nie czujemy tego, że robimy postępy, należy niezwłocznie powiedzieć o tym coachowi lub w skrajnych przypadkach zrezygnować z jego usług.

Po trzecie: za każdą pojedynczą sesję terapeutyczną możemy trenerowi zapłacić niebotyczną kwotę. A jak wiadomo sesji musi być przynajmniej kilka, żeby coach był w stanie odkryć nasz problem, znaleźć rozwiązanie i ocenić efekty swoich działań. Zanim więc doprowadzimy do porządku naszą firmę… możemy równie dobrze zbankrutować, płacąc trenerowi za cenne wskazówki, które koniec końców na nic się nie przydadzą jeżeli naszej firmy już nie będzie.

Czy istnieje więc sposób, aby uniknąć takich rozczarowań? Z pewnością nie ma na to żadnej prostej recepty, bo przecież każdy przypadek jest inny. Jedno jest pewne: niezbędne jest logiczne myślenie. Należy pamiętać, że świat rzeczywisty „trochę” różni się od tego, co sobie wyobrażamy, zaś gruszki na wierzbie łatwo jest obiecać, ale faktycznie je potem dać – trudno.