FARKA.press

Portal Kultury i Reportażu

Jak wygląda śmierć. Online.

Aleksandra Furtak

Uwaga! Artykuł zawiera wulgaryzmy.

Superbohaterowie nigdy nie śpią. Tuż przed trzecią w nocy pojawiają się w niewielkiej wiosce, by odebrać z rąk oprawcy cierpiącego psa. Parkują przed domem, który jakiś życzliwy człowiek dobrze im opisał. Nie są stąd, bez wskazówek, bez prośby o interwencję nigdy by tu nie trafili. Nie budzą mieszkańców, po cichu wchodzą na posesję, pies nie reaguje na ich obecność, ale jest przypięty do budy łańcuchem, żeby go uwolnić trzeba narobić hałasu. Superbohaterowie śpieszą się w obawie, by ktoś nie zniweczył ich akcji ratunkowej. Jednak nie udaje im się pozostać niezauważonymi. W oknie domu zapala się światło, a po chwili wychyla się przez nie właścicielka, krzycząc dosadnymi słowy, by intruzi opuścili jej posesję. Nie dochodzi do dłuższej konwersacji, superbohaterowie zabierają psa i czym prędzej odjeżdżają. Muszą się śpieszyć, w walce o jego życie każda sekunda ma znaczenie. Już dziewiętnaście minut po trzeciej na swoim profilu facebookowym publikują post, informując o dokonanej właśnie „interwencji” ratunkowej, są w drodze do najbliższej całodobowej kliniki dla zwierząt znajdującej się 60 km od wsi.

Dzień pierwszy – organizacja odbiera psa

Nasi inspektorzy odebrali skrajnie zaniedbanego, zagłodzonego i wysuszonego do granic możliwości psa. Zwierze praktycznie nie przejawia żadnych oznak życia – tak brzmi komunikat opublikowany o trzeciej dziewiętnaście. Pomimo tragicznych wieści, autorzy posta wierzą w szczęśliwe zakończenie, potrzebują tylko wsparcia finansowego – funduszy na ratowanie biednego psiaka. Podają w poście numer swojego konta, na które należy przelać pieniądze. Mogą w ten sposób zbierać datki, bo są organizacją pozarządową, choć ich nazwa brzmi jak nazwa instytucji, oni sami też nazywają się „inspektorami”, choć formalnie to zwykli aktywiści, hobbiści, miłośnicy zwierząt. Bardzo skuteczni w swoich działaniach. Ten pierwszy post, który w zasadzie nie zdradza żadnych szczegółów dotyczących losu i stanu zdrowia psa, porusza serca 31 osób, które wpłacają na konto organizacji 1692 zł.

Tuż przed czwartą rano do posta zostaje dołączone zdjęcie psa – średniej wielkości kundla, leżącego na wadze w klinice, która wskazuje 13,4 kg – a obok niego zdjęcie właścicielki psa, skopiowane z jej facebookowego profilu – przedstawia ono zdrowo wyglądającą, zadbaną kobietę w średnim wieku, kucającą w ogrodzie wśród kwiatów. Kontrast obu zdjęć jest celowy, ma wzbudzić empatię i wydaje się, że spełnia swoje zadanie aż w niespodziewanym stopniu. Na post reaguje 2,5 tys. osób, zamieszcza pod nim 1,3 tys. komentarzy i 3,2 tys. razy go udostępnia.

Fani organizacji są oburzeni okrucieństwem właścicielki psa, którą w łagodnych komentarzach nazywają oprawczynią, karykaturą człowieka czy wrednym babskiem, wiele jest jednak takich wypowiedzi, które są czystymi przykładami mowy nienawiści w bardzo agresywnej formie. Przeglądam 200 pierwszych komentarzy, wśród nich odnajduję 51 wulgaryzmów, którymi określana jest właścicielka psa oraz 33 wypowiedzi życzące jej śmierci, okaleczenia lub cierpienia. Nic o tej kobiecie nie wiadomo, poza tym jak wygląda, ale to ludziom wystarcza. Babsko ma wredny ryj, to widać – zauważa Stasia*. Bernadeta Jaśkiewicz, która jest babcią trójki pięknych dziewcząt i lubi Boże Narodzenie, kieruje pod adresem „oprawczyni” następujące słowa: Ty wredna, chamska babo, wszyscy mieszkańcy wsi powinni cię przywiązać do drzewa i patrzeć jak będziesz zdychać i jęczeć. Ty wypasiony babsztylu. Za tę wypowiedź Bernadeta otrzymuje 198 lajków. Karolina z Tomaszowa Mazowieckiego, anglistka, młoda mama trójki chłopców, ma inny pomysł na to, co z właścicielką psa powinno się zrobić: Ja bym takiej mendzie założyła pętlę na ten popierdolony łeb i zawiesiła nad mrowiskiem. Oby ta kreatura zdychała w mękach. Nie powinna się nazywać człowiekiem. Obyś gnido cierpiała jak ten biedny pies.

Wypowiadają się ludzie z całej Polski. Większość z nich pewnie nawet orientacyjnie nie wie, gdzie leży ta wieś, w której doszło do interwencji, a mimo to ma o niej i o jej mieszkańcach wyrobione zdanie (na podstawie tego jednego posta, który nic nie tłumaczy). Bożena z Warszawy nazywa ich wsiowym chamstwem, a Wiola z Łodzi dodaje: oczywiście takie same ścierwa, dostaje za ten komentarz 15 lajków. Nikt tutaj nie przejmuje się artykułami kodeksu karnego, dotyczącymi mowy nienawiści i groźby karalnej, ani fani organizacji, która nazywa się jak instytucja, ani administratorzy jej fanpage’a, którzy nie usuwają nienawistnych komentarzy, ale jednak ktoś tym profilem zarządza, bo na 1,3 tys. komentarzy przeczytać można tylko 930, czyli ponad 300 zostało usuniętych, ciekawe jakiej treści? Co może przeszkadzać ludziom, którym nie przeszkadza hejt?

Siedem godzin później – organizacja ukazuje całą prawdę o psie

Po godzinie dziesiątej rano organizacja publikuje na swoim fanpage’u filmik z interwencji. Widać na nim wycieńczonego psa leżącego na trawie przy drewnianej budzie, przykutego do niej żelaznym łańcuchem. Pies z trudem samodzielnie podnosi łeb, nie jest w stanie stanąć na łapach. Pracownicy organizacji wynoszą go z posesji na rękach. Na dachu budy stoją dwie miski z jedzeniem – jakąś płynną, kremową, mętną cieczą. W filmik wmontowane jest ponownie zdjęcie „oprawczyni” wśród kwiatów, a także nagranie przedstawiające psa w klinice – pracownik organizacji kładzie go na podłodze przy kroplówce, przez którą zwierze jest karmione. Jest też sfilmowana próba podania psu do jedzenia mokrej karmy z miski – wykazuje nią zainteresowanie, ale niechętnie przeżuwa. W treści posta zamieszczona jest aktualna diagnoza stanu zdrowia psa oraz ocena opieki jego właścicielki: Odwodnienie, kacheksja, zaniki mięśniowe, nieleczony guz jądra bolący tak, że pies nie może chodzić, do tego uszkodzona w wyniku głodzenia wątroba, ropne wypływ z oczu oraz zgniłe i ropiejące zęby z przetokami. Zwierzakowi od razu zaordynowano leki, podano płyny i jedzenie. Psiak NIE MIAŁ SIŁY NAWET JEŚĆ**. Chwilę przed 9:00 jego stan uległ lekkiej poprawie – organizm dzięki kroplówkom się nawodnił, a pies nawiązał kontakt z otoczeniem. Wynikiem krytycznego stanu psa były wieloletnie zaniedbania, brak właściwej opieki oraz olewatorski stosunek właścicielki do żywej istoty. Starego i schorowanego psa zamiast leczyć i odpowiednio karmić, pozostawiła na topornym łańcuchu na pewną śmierć. W dalszej części posta organizacja ponownie prosi o wsparcie finansowe, które zostanie przeznaczone na leczenie i utrzymanie psa. Datki można wpłacać przelewem tradycyjnym, PayPalem, BLIKiem, albo za pośrednictwem zbiórki internetowej. Na apel odpowiada 60 osób, wpłacając w sumie 2496 zł.

Fani organizacji są do głębi poruszeni całą tą historią, przedstawioną w filmie i opisaną w poście, na widok numeru konta bankowego reagują jednak różnie. Pojawia się wątek: kto powinien zapłacić za leczenie i większość osób jest zgodna, że właścicielka psa. Dyskusja rozrasta się do liczby 1,3 tys. komentarzy, przeczytać można 1195 (około 100 komentarzy znika). 3,3 tys. osób uznaje, że jest to dobry post, udostępniając go 2,9 tysięcy razy. Udaje mi się przebrnąć przez 404 komentarze, są wśród nich 62 wulgaryzmy opisujące właścicielkę psa i 86 komentarzy wyrażających pod jej adresem życzenie śmierci lub cierpienia. Ten kolor włosów to bym tej szmacie z włosami zdjęła. Zapewne masz znieczulico internet i czytasz. A, czytaj wstrętna mendo. Teraz przydałoby się skopiować gębę i w jej miejscowości rozwiesić plakaty. A niech ją wszyscy oglądają – pisze Sandra Wróbel, która swojej twarzy nie pokazuje, ale wiadomo, że jest weganką, więc bardzo kocha zwierzęta. Stara wstrętna małpa! Do gazu nią! – z promiennym uśmiechem proponuje Danka Małek, urocza blondynka, która lubi tańczyć, starszy inspektor BHP. Iwona ze Złotoryi wyraża życzenie: obyś zdechła pod płotem za to, ty podła gnido!! Mam nadzieję, że ktoś cię dorwie i sam wymierzy sprawiedliwość. Obyś już do końca życia nie zaznała spokoju. Dostaje za ten komentarz 25 lajków. Magda Janowska dostrzega bezproduktywność takiej dyskusji i proponuje: Fajnie by było, by każdy z nas kto komentuje tego typu posty wpłacił grosik. Kto ile może, 1, 2, 5 zł… siła w grupie. Nikt nie lajkuje jej propozycji.

Fani organizacji, do głębi wstrząśnięci tym, jak można „skatować psa”, zamieszczają zdjęcia swoich pupili – szczęśliwych, leżących na kanapach czy innych posłaniach. Te zdjęcia są dowodem na to, że są porządnymi, troskliwymi ludźmi. W kilku komentarzach ktoś wyraża też troskę i zainteresowanie psami, które były bohaterami wcześniejszych interwencji zorganizowanych przez organizację. Co z pieskiem, który konał na słońcu, żyje?, Co stało się z tym psem przetrzymywanym na strychu?. Nie ma na te komentarze żadnych odpowiedzi.

Dziesięć godzin później – pies nie chce jeść

Psa nie udaje się nakarmić mokrą, a tym bardziej suchą karmą. Organizacja zamieszcza na Facebooku post, w którym apeluje: Cały czas PILNIE potrzebujemy dla niego weterynaryjną karmę w płynie dla psów w okresie hospitalizacji i rekonwalescencji. Przez pierwsze dni będziemy musieli dożywiać go za pomocą strzykawki, by pobudzić organizm do walki. Karma w płynie – coś w tym stylu było pokazane we wcześniej opublikowanym filmie, w miskach na budzie psa stał tego typu pokarm. Były to podobno, w ocenie „inspektorów” z organizacji, skisłe, ugotowane kości, co na pewno nie może się równać z weterynaryjną karmą, ale nasuwa podejrzenia, że pies karmiony był podobnie jak w klinice. Dlaczego właścicielka psa napełniała miski jedzeniem, skoro głodziła psa? Dlaczego stawiała je na dachu budy, a nie przy nim, tak żeby miał do nich dostęp? Czy były to jakieś wyrafinowane praktyki okrucieństwa? A może pies był tak słaby, że nie był w stanie jeść bez asysty człowieka, więc stawianie przy nim misek nie miało sensu, a zwabiało do nich inne zwierzęta i dlatego stały na budzie?

Na te pytania nie ma odpowiedzi, nikt ich publicznie nie zadaje. Ludzie zaabsorbowani są szukaniem rozwiązań problemu – skąd wziąć specjalistyczną weterynaryjną karmę w płynie. Oczywiście ona kosztuje, więc organizacja przypomina w poście numer swojego konta oraz wszystkie możliwe sposoby dokonania wpłat. Facebook podaje, że zebrano kolejne 1021 zł. Ale nie trzeba koniecznie przekazywać pieniędzy, można przesłać kupioną przez siebie karmę na adres organizacji. Administratorzy fanpage’a zamieszczają link precyzując o jaką dokładnie karmę chodzi. Nie wszyscy fani są zadowoleni. Blanka Iglak życzliwie zauważa, że to nie jest dobra karma: sprawdźcie skład tego czegoś. To prawie samo mleko i zboża, które nie są wskazane dla psów na dodatek za ponad 40 zł za 200 ml…. Anna Kowal przyznaje: fakt, karma pozostawia wiele do życzenia, ale z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że te liquidy przy ciężkich chorobach to zbawienie. Mleko i zboże, na podstawie opublikowanych zdjęć, można przypuszczać, że coś podobnego mogło też znajdować się w miskach na budzie psa. Na pewno było to coś z wodą, a pani Agnieszka Kurz proponuje: próbowali Państwo podać mu mokrą karmę zblendowaną z wodą? Może byłoby mu łatwiej zjeść taki płynny posiłek?. Pani Agata popiera ten pomysł, też tak robiła dla swojego psa.

Jest problem z tą zalecaną przez organizację karmą, ludzie chcieliby ją kupić, ale w wielu sklepach internetowych, a nawet hurtowniach, nie jest dostępna. A co jeśli właścicielka psa też miała problem z kupieniem podobnego specyfiku i dlatego przygotowywała psu domowy zamiennik z tych skisłych, ugotowanych kości? Nikt nie sprawdził takiej ewentualności.

Post budzi zainteresowanie 1,1 tys. osób, zostaje 442 razy udostępniony i skomentowany 203 razy. 70 komentarzy zostaje usuniętych, ale te z hejtem pozostają. Pan Zenon, który jest w żałobie, zauważa że: ten stwór, który tego dokonał powinien być jak najszybciej zutylizowany w rozdrabniarce do gałęzi (emotikony diabła, czaszki i kciuka w dół). Dyskutuje z nim pani Kasia, która lubi spędzać czas wśród azali: Tak, Panie Zenonie, taka bestia powinna być od razu zniszczona, życie byłoby piękne. Na to pan Zenon: wystarczy Zenek… Kasiu. Dobrej nocy. (emotikony kwiatu i uśmiechu). Pani Kasia odpowiada: Dziękuję, pozdrawiam cieplutko. Dobranoc Zenku. Dobranoc Kasiu – żegna się Pan Zenek kończąc wypowiedź emotikoną buziaka. Nie wszyscy jednak kładą się spać, Ala Alunia, posyłając uroczy uśmiech znad kieliszka Martini, życzy bestii wszystkiego najgorszego. Jol Anta z Wałbrzycha, śląc całuśny uśmiech, precyzuje podobne życzenia: Kara śmierci dla tej kur…!!!. Otrzymuje za nie 10 lajków i jeden komentarz od zajadającej lody Martyny: z torturami!!!! – on dostaje 1 lajk. Wanda Lipiec, której profilowe zdjęcie jest utrzymane w podobnym stylu, co zdjęcie „oprawczyni”, zgłasza się na wykonawczynię tych życzeń: ja bym france ubiła, 17 osób lubi jej ofertę.

Trzy godziny później – umierający pies potrzebuje imienia

Tuż przed północą organizacja zamieszcza kolejny post na Facebooku. Prezentuje w nim pozowane zdjęcie swojego szefa, który na szpitalnym krześle zdrzemnął się, czuwając przy psie podłączonym do kroplówki. Myślę, że to zdjęcie jest pozowane, bo nikt nie usnąłby w takiej pozycji na takim meblu. W poście ponowiony zostaje apel o wpłaty na zakup karmy, wklejona jest ta sama treść co poprzednio. Nie mają pieniędzy na jedyny pokarm, który może uratować psu życie. Może jego właścicielka też nie miała, a organizacja, która ratuje zwierzęta nie zaproponowała jej pomocy w zorganizowaniu zbiórki, bez słowa zabrała psa. Ile mililitrów karmy potrzebuje taki pies? 200 ml kosztuje 40 zł, a za pośrednictwem tylko Facebooka udało się na razie zebrać: 5209 zł. Ten post przyczynia się do wpłaty kolejnych 893 zł. Autorzy proszą w nim też o propozycje imienia dla psa, czyli go nie znają, nie zapytali nawet o to.

Tak późną porą fani już mniej komentują, jest tylko 95 wypowiedzi, z czego przeczytać można około 70. Udostępnień jest 189 a polubień 766. Życzeń śmierci tylko trzy, a wulgaryzm zaledwie 1. Ludzie podchwycili zabawę z wymyśleniem imienia, to ich pochłania teraz bardziej niż wymyślanie przezwisk czy sposobów cierpienia.

Dzień drugi – pies staje na łapach

Przed godziną dziesiątą rano organizacja na swoim profilu facebookowym publikuje post, w którym nie może ukryć wzruszenia: łzy szczęścia same płyną nam po policzkach – piszą autorzy posta i dzielą się radosną nowiną, że po 32 godzinach ich opieki pies sam stanął na łapach. Dokumentuje to filmik, na którym widać psa z trudem utrzymującego równowagę, ale faktycznie stojącego o własnych siłach. Wygląda mniej więcej jak stulatek od dawna jeżdżący na wózku inwalidzkim, któremu kazano samodzielnie przejść długość pokoju. W poście można też przeczytać deklarację organizacji: nigdy nie przekreślamy żadnego istnienia, a za każde jesteśmy w stanie wypruwać sobie żyły. Idziemy w zaparte, nie śpimy całe doby i udowadniamy, że nawet agonia nie jest przeszkodą powrotu do zdrowia. Odważny pogląd. Każdy chciałby w to wierzyć, że można zostać wyleczonym nawet z agonii, ale przecież jej przyczyną są nie tylko choroby, a również starość, na którą nie ma lekarstwa. Organizacja twierdzi jednak, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pies powrócił do zdrowia, nic, poza brakiem funduszy na jego leczenie. Ponownie apeluje o wpłaty za pośrednictwem zbiórki internetowej, przelewu, PayPala lub BLIKa. Zbiera pod tym postem 1402 zł. Lajkuje go 2,5 tys. osób, 824 udostępnia, ludzie widać wierzą w to, że da się wyleczyć z umierania, przynajmniej w tym przypadku. Pod postem przeczytać można 384 komentarze, 54 zostają usunięte. Pozostaje 21 komentarzy z wulgarnymi przezwiskami adresowanymi do właścicielki psa i 19 komentarzy życzących jej śmierci lub cierpienia.

Sześć godzin później – sprawa trafia do mediów

Organizacja informuje, że pies karmiony jest ze strzykawki i otrzymuje leki. Widać poprawę, ale wciąż potrzebne są fundusze na doprowadzenie zwierzęcia do zdrowia. Siedem osób wpłaca w sumie 245 zł. Post wywołuje 129 udostępnień, 829 lajków i 104 komentarze. Historią psa zaczynają interesować się media. Najpierw pojawiają się artykuły w lokalnych portalach informacyjnych, później ogólnopolskich, takich jak Onet.pl czy Wirtualna Polska. Wszystkie one nie mają wątpliwości kto w tej historii jest superbohaterem i kopiują narrację organizacji, której nazwa brzmi jak instytucja, zaczerpniętą z jej facebookowego fanpage’a.

Wątpliwości za to pojawiają się w komentarzach po postem, głównie w jednym. Pani Magda Krzak zauważa, że pies był stary, a osoby, które posługują się mową nienawiści w internecie powinny być pociągnięte do odpowiedzialności tak samo, jak właścicielka psa. Za tę wypowiedź spada na nią lawina wyzwisk i oburzenia, że broni „oprawczyni”. Życzenia śmierci odnajduję w 9 komentarzach, wulgarne przezwiska w 8, w tym miedzy innymi w wypowiedzi pani Alicji – kobiety w średnim wieku, która jak Piotruś Pan postanowiła nigdy nie dorosnąć („Don’t grow up. It’s a trap” – mówi jej profilowe motto umieszczone na tle kadru z kreskówki) i która lubi cykać sobie selfie z buziaczkami. Pani Alicja wyraża nadzieję, że „oprawczyni”, ta imitacja człowieka, bo kobietą jej nazwać nie można, będzie się bała wyjść na ulicę.

Trzy godziny później – prokuratura wszczyna postępowanie

Wydaje się, że nagłośnienie sprawy przez media zaowocowało konkretnymi działaniami wymiaru sprawiedliwości. Organizacja udostępnia na swoim fanpage’u artykuł z lokalnego portalu informacyjnego, w którym redakcja informuje, że prokuratura wszczęła z urzędu postępowanie w sprawie znęcania się nad psem. Organizacja jest wdzięczna za takie działanie, bo, jak sama przyznaje, jest zbyt zajęta interwencjami ratującymi zwierzęta, by zajmować się „papierkową robotą”. 839 fanów również jest wdzięcznych i lajkuje posta, 133 udostępnia go. Są 84 komentarze, powinno być 111.

Pojawia się wątek znieczulicy i zmowy milczenia, która to panować miała wśród mieszkańców wsi. Nie zostają przytoczone na to żadne dowody, ani wzmianka o tym, że przecież o konającym na podwórku psie, ktoś organizację poinformował. Kto mógł wiedzieć, że coś takiego dzieje się w jakiejś maleńkiej, oddalonej od głównych dróg wsi? Najprawdopodobniej ktoś z jej mieszkańców. Niektórzy fani oczekują od nich jednak więcej zaangażowania. Ludzie powinni właścicieli zlinczować – pisze pięknie uśmiechnięta Aldona ze Szczecina, emerytka w sukience w kwiatki, pozostająca w szczęśliwym związku małżeńskim. Do męskiego więzienia powinna trafić i niech… – zgłasza swoją propozycję Ludwik, motocyklista z Piły. Ja bym ją do wygłodniałych KANIBALI podrzuciła!!! – dołącza się do dyskusji Agata, atrakcyjna instruktorka fitness, której życiowa maksyma brzmi: „havent lived until I have found something worth dying for…”. Podobnych propozycji jest 8 i 6 wulgaryzmów opisujących właścicielkę psa.

Dzień czwarty – pies jest zdrowy

Po dniu milczenia organizacja zamieszcza na swoim fanpage’u post następującej treści: stan skrajnie zaniedbanego psiaka nadal jest zły pomimo drobnych popraw. Dotychczasowe badania potwierdziły, że psiak nie cierpi na ŻADNE choroby mogące powodować jego krytyczny stan – nerki, wątroba, trzustka oraz żołądek są zdrowe. Diagnoza, którą opublikowano trzy dni temu i która wywołała zbiórkę funduszy na leczenie rzędu 2496 zł, mówiła o uszkodzonej w wyniku głodzenia wątrobie, dziś stwierdza się, że jest ona jednak zdrowa. I że w ogóle pies nie cierpi na ŻADNE choroby. Skąd więc stan agonii? Organizacja postanawia zbadać to jeszcze rezonansem magnetycznym, podejrzewając jakieś schorzenia układu nerwowego.

Nastrój nienawiści zaczyna powoli opuszczać fanów organizacji, tylko kilkoro z nich złorzeczy właścicielce psa albo nazywa ją spaśną babą czy chodzącym ścierwem. Ludziom bardziej zaczyna udzielać się optymizm, bo przecież skoro nie ma chorób, to nic nie stoi na przeszkodzie temu, żeby pies wyzdrowiał. Wiele osób w to wierzy i, tak jak pani Antonina Marzec, wyraża nadzieję, że zwierze powróci do sił i zazna szczęścia u kochających ludzi. Ale nie wszyscy widzą jego przyszłość tak różowo, Wiola Kapłan, która posługuje się fikcyjnym kontem, pewnie dlatego, by zachować anonimowość, pisze: nie trafi do żadnej rodziny, uzbierają na jego konto kasę, wywiozą do jednego ze swoich rzekomych schronisk, tam go uśpią albo z braku jedzenia i picia najzwyczajniej zdechnie. Nienawiść powraca, ale tym razem jej celem jest Wiola Kapłan.

W jej obronie staje tylko jedna osoba – Anna Zwierz, odważnie posługująca się, jak sądzę, prawdziwym profilem. Tysiąc sto osób lubi tego posta, więc są dwie kobiety kontra tysiąc sto osób różnej płci. Jak widać nie ma w Internecie żadnej organizacji broniącej praw człowieka, która posiadałaby swoich „inspektorów”, realizujących skuteczne interwencje w przypadkach zmasowanego hejtu. Jeśli nawet jakieś organizacje śledzą tę historię to milczą, dyskutuje Anna Zwierz, zauważając, że ten pies miał sto lat i że w takim wieku psy tak wyglądają, że jego wycieńczenie nie jest efektem okrucieństwa a starości. W jednym z komentarzy pod artykułem opublikowanym w lokalnym portalu też pojawia się podobna informacja, że pies miał około 20 lat, czyli w przeliczeniu na lata ludzkie faktycznie około setki. Organizacja, która nazywa się jak instytucja, tej informacji nie potwierdza ani nie neguje, w diagnozach, które publikuje na swoim fanpage’u nie wspomina precyzyjnie o wieku psa, raz tylko pisze, że był stary i schorowany. A internautów zdaje się to nie interesować, wątek się nie rozwija, za to przybywa życzeń szczęśliwej przyszłości dla psa, na przykład tego, żeby jeszcze sobie radośnie pobiegał po trawce. Próbuję wyobrazić sobie radośnie biegającego stulatka.

Jak właściwie wygląda się przed śmiercią? Taką, której powodem nie jest zabójstwo, umyślne lub przypadkowe, ani nagła, nieuleczalna choroba. W czasach uwielbienia dla kryminałów i melodramatów trudno chyba zrozumieć, że taka śmierć istnieje. Gdy życie odbiera starość, jak się wtedy wygląda? Internauci tego nie wiedzą, brakuje kanałów, na których można by śledzić taki proces „live”. Brakuje zainteresowania dla takiego tematu. Można to sobie tylko spróbować wyobrazić: jak wygląda się przed śmiercią? Czy można przypuszczać, że w jednej chwili jest się pełnym sił, a w kolejnej nie żyje? Czy coś takiego mogłoby się przydarzyć psu? W jaki sposób? Na skutek dotknięcia przez boski palec jakiegoś wyłącznika, który odbiera życie w jednej sekundzie? Ludzie najwyraźniej wyobrażają sobie, że to tak właśnie się odbywa. Nikomu nie przychodzą na myśl, żadne mozolne procesy umierania zachodzące w organizmie, ani ich wpływ na wygląd żywej istoty. Tu na fanpage’u tej organizacji faktycznie wszyscy są przekonani o tym, że nie ma agonii, z której nie da się wyleczyć. Potrzebne są tylko pieniądze, żeby pokonać śmierć.

Powraca rozbudowany wątek na temat tego, kto powinien za leczenie i utrzymanie psa zapłacić. Tu ponownie głos zabiera Wiola Kapłan, twierdząc, że skoro ta organizacja sobie samowolnie psa „zawłaszczyła” i go raczej nie odda, to sama powinna płacić za jego utrzymanie. Tysiąc sto osób jest oburzonych, co najmniej kilkanaście z nich daje temu wyraz konstruując kreatywne wulgaryzmy pod adresem Wioli Kapłan. Większość nie ma wątpliwości, że płacić, za wszystko, powinna właścicielka psa. Tylko za co konkretnie? Przecież pies nie cierpi na „ŻADNE choroby”. Za to specjalistyczne jedzenie w płynie, które być może nie jest więcej warte niż „zlewki”, którymi go karmiła, nie prosząc nikogo publicznie o wsparcie finansowe?

Dzień ósmy – organizacja zabija psa

Nie używa słowa „uśpić” ani tym bardziej „zabić”. Tego typu humanitarne organizacje nie postępują w ten sposób, one „podejmują decyzję”. Jedynie tyle i tylko wtedy, gdy ich zdaniem nie da się już nic zrobić. W tym pożegnalnym poście organizacja wyjaśnia, że pies cierpiał na zapalenie mózgu i móżdżku, że zostało stwierdzone rozwijające się od lat zapalenie układu nerwowego, które spowodowało praktycznie całkowity zanik mózgu. Dowiaduję się, że można cierpieć na zapalenie organu, który praktycznie nie istnieje. Większość życia – pisze organizacja – spędzona na topornym łańcuchu, spowodowała wiele zwyrodnień układu ruchu, a karmienie zlewkami z obiadu i kośćmi z wyssanym szpikiem poskutkowały ostrym zapaleniem wątroby. A przecież cztery dni temu ta wątroba była zdrowa, tak twierdzili autorzy posta: „ŻADNYCH chorób”.

Pojawiają się na koniec podziękowania dla lekarzy, którzy przez cztery dni pobytu psa w klinice otoczyli go należytą opieką i przekazali mu całe swoje serce. Niestety przez ostatnie trzy dni – jak pisze organizacja – pies był zalegający, bez żadnych odruchów…. Czyli w zasadzie w stanie podobnym do tego, w jakim był przed budą na podwórku swojej „oprawczyni”. Nie udało się wyciągnąć go z tego stanu najlepszym weterynarzom w Polsce (tak określiła ich organizacja), czego można było oczekiwać od gospodyni ze wsi?

To jest koniec tej historii, ostatni post w tym temacie. Organizacja nie rozlicza się jednak ze swoimi darczyńcami, nie informuje ile kosztowało leczenie psa, jaką kwotę uzbierano na ten cel, czy zostały się jeszcze jakieś środki i ewentualnie na co zostaną teraz przeznaczone. Nikt o to nie pyta, a 3,5 tys. osób lajkuje ten post, 387 udostępnia.

Ludziom masowo pękają emotikonowe serca i na pożegnanie życzą tej babie, by zdechła w męczarniach albo płonęła w piekle. Lekturę komentarzy kończę na 304, doliczam się 36 życzeń śmierci. Wszystkich komentarzy jest 760, ale da się przeczytać zaledwie 571, wygląda na to, że około 200 zostało usuniętych. Nie wiadomo jakiej treści, być może podobnej do wypowiedzi Anny Zwierz: Nie pozwolono mu doczekać spokojnej starości. Co za bzdury. Pies miał 20 lat, więc to chyba coś oznacza. Sztucznie trzymaliście go dalej przy życiu. Myśleliście, że zmieni się w szczeniaka i będzie zdrowy? Szkoda pieska, bo każde zwierze, które umiera to dla właściciela (i często też innych ludzi) cierpienie, ale to, co robiliście też nie było fair. „Nie być fair” to dość delikatne określenie na używanie mowy nienawiści, ale i tak ludzie hejtują za nie Annę Zwierz. Zastanawia mnie, co w ludziach rodzi tę nienawiść, cierpienie psa, czy to, jak wygląda się przed śmiercią? Co jest na tyle oburzające i nieakceptowalne, że powinna zająć się tym prokuratura.

Po interwencji obrońców zwierząt pies zmarł w ciągu 8 dni. Czy dużo krócej żyłby na podwórku swojej właścicielki? Być może w jego długim, dwudziestoletnim życiu było to jedynych osiem dni, których nie spędził na łańcuchu. Być może dzięki organizacji choć trochę mniej cierpiał. Ale czy ludzie nie ucierpieli bardziej? Ci, którym wirtualnie popękały serca, ci, którzy oskarżeni zostali o zmowę milczenia i ta, której po stokroć grożono śmiercią? Bilans cierpienia jest trudny do oszacowania. Bilans organizacji wynosi 7749 zł wpłaconych na jej konto przez darczyńców, na przywrócenie do życia konającego psa.

*Imiona i nazwiska osób, pomimo tego, że są jawne w internecie, zostały w tym reportażu zmienione. Miejscowości, z których dane osoby pochodzą oraz opisy ich profili i nazwy zawodów pozostały autentyczne. Niektóre cytaty wypowiedzi zmieniono, wprowadzając w nich poprawną interpunkcję i ortografię.

**Format czcionki w cytatach zachowano oryginalny.