FARKA.press

Portal Kultury i Reportażu

Dlaczego ci wszyscy ludzie mieli wszystko zielone

wywiad z Wiktorią Król, autorką książki Zabójcza zieleń

„Zabójcza zieleń. Historia zielonego pigmentu z arszenikiem” kilka tygodni temu doczekała się swojego drugiego wydania. Jest to wciągająca, odkrywająca mroki historii opowieść o tym, jak obsesja na punkcie piękna i najnowszych trendów doprowadziła do masowych zatruć toksycznymi barwnikami. Opowieść tę spisała Wiktoria Król – autorka książek, opowiadań i artykułów poświęconych historii medycyny, nauki oraz ciekawostkom kulturowym.

Fot. Karolina Szal

Gdy czyta się „Zabójczą zieleń” ma się wrażenie, że wykonałaś bardzo dużo pracy związanej z gromadzeniem materiału. Cytujesz liczne źródła, polskie i zagraniczne, przedstawiasz bogatą bibliografię, a wydaje się, że to jest niszowy temat i nie łatwo jest znaleźć jakiekolwiek informacje. Czy mogłabyś opowiedzieć o warsztacie pracy nad książką?

Właśnie dzięki temu, że była pandemia i że nie miałam co robić, i żeby poradzić sobie jakoś ze stresem związanym z obawą o utratę pracy, pieniędzy, życia, zaczęłam researchować. Zawsze jest milej czytać o truciźnie niż tkwić w świecie z pandemią i lockdownem. Zaczęłam do czytania artykułów, mniej lub bardziej naukowych. Notowałam przypisy i próbowałam po nich znaleźć kolejne pozycje. Ciekawa rzecz, gdybym pisała „Zieleń” dzisiaj, przy dostępie do sztucznej inteligencji, na pewno byłoby mi prościej ze źródłami. Bo w tym momencie do Perplexity wpisuję polecenie „wypisz artykuły naukowe na temat…”, teraz piszę o radzie, „…szaleństwa radowego, mogą być po polsku, angielsku i francusku” i dostaję linki do tych artykułów.

W tamtym czasie, gdy ChatGPT ani Perplexity nie istniały, to było takie szukanie po omacku, więc albo od przypisu do przypisu, albo na zasadzie najprostszego nawet wyszukiwania w Google haseł typu scheele’s green, arsenic green. Odkryłam mnóstwo stron z archiwalnymi czasopismami. Źródła polskie są łatwo dostępne w bibliotekach cyfrowych, podobnie francuskie, które gromadzi Gallica, trudniej jest dotrzeć do źródeł brytyjskich, ponieważ są płatne.

W kwietniu nakładem Wydawnictwa Kobiecego ukazało się drugie wydanie Twojej książki „Zabójcza zieleń. Historia zielonego pigmentu z arszenikiem”. Czym różni się ono od pierwszego?

Kiedy skończyła się moja umowa wydawnicza z Wydawnictwem IX, które wydało pierwszą wersję tej książki, chciałam opublikować ją ponownie, żeby więcej ludzi o niej usłyszało. Ponieważ minęło trochę czasu, zaczęłam aktualizować źródła, ale stwierdziłam, że jak będę wyszukiwać nowych pozycji, to nigdy tego tematu nie skończę. Dlatego skupiłam się tylko na sprawdzeniu tego, czy odkryto na świecie jakieś nowe przedmioty zawierające ten trujący pigment albo czy jakieś badania zostały poszerzone. Tak znalazłam tapety w Polsce w Poniatówce – dworku w Piasecznie. Zatem zupełnie nową treścią w drugim wydaniu książki jest wywiad z Katarzyną Przesmycką, konserwatorką, która odkryła te tapety. Poza tym, zmieniła się trochę konstrukcja książki i jej wizualny układ. Każdy rozdział poprzedza, ujęty w piękne ramy, cytat z książki lub artykułu prasowego, nawiązujący do tematu danego rozdziału.

Dodaliśmy też sekcję „Prasa donosi”, podobny pomysł pojawił się w mojej drugiej książce o porywaczach ciał („Gang z Bethnal Green i nikczemne mordy w imię nauki”) i to się bardzo czytelnikom spodobało, więc stwierdziłam, że warto powtórzyć taką sekcję w „Zabójczej zieleni”. Drugie wydanie wzbogacone jest też o nowe cytaty, trochę więcej z polskich gazet, bo udało mi się wyszukać więcej ciekawych polskich źródeł.

Zasadniczą część książki, która dotyczy XIX wieku przeplatasz wywiadami ze współczesnymi specjalistami w dziedzinach powiązanych w jakiś sposób z tytułowym zielonym pigmentem. Skąd pomysł na taki układ książki?

Zaczęło się od tego, że szukałam w internecie informacji na temat książek z zieloną okładką i znalazłam coś takiego jak „Poison Book Project”, istniejący wówczas od dwóch lat zbiór książek z arszenikiem. Były tam dane kontaktowe Melissy Tedone, która stworzyła ten projekt i pomyślałam sobie, że napiszę do niej, przecież mnie nie zje. Wytłumaczyłam, że pracuję nad książką o zielonym pigmencie i zapytałam czy możemy umówić się na rozmowę. Tak powstał pierwszy wywiad. Później stwierdziłam, że poszukam innych ludzi, żeby ta książka nie była tylko zapisem nudnych, suchych, naukowych faktów z dużą ilością chemii.

Nie wiedziałam jak podejść do rozmowy z toksykologiem – po prostu umówić się na wizytę i co powiedzieć? „Panie doktorze, pani doktor ja jestem zdrowa, tylko chciałabym porozmawiać o truciznach”? I stwierdziłam, że muszę znaleźć medialnego toksykologa. Weszłam na YouTube i tam „wyskoczył” mi doktor Eryk Matuszkiewicz, który publikuje dużo materiałów o dopalaczach i innych dziwnych rzeczach, które ludzie zażywają. Napisałam do niego na Instagramie, pytając czy możemy porozmawiać o arszeniku. Wszystkie te osoby, które zgodziły się na wywiady do mojej książki są wielkimi pasjonatami i bardzo miłymi ludźmi. Na przykład Alison Matthews David, z rozdziału o sukniach, przesłała mi całą swoją książkę w PDFie, chociaż mówiłam, że mam ją w oryginalnym papierowym wydaniu i nie bawmy się w piractwo. To są jednak tacy ludzie, którzy dadzą ci swoje serce, swoje wszystkie prace naukowe, na zasadzie – masz, czytaj, pytaj.

Czy myślisz, że w historii zielonego pigmentu z arszenikiem jest coś współczesnego?

My cały czas się czymś trujemy, teraz chociażby mikroplastikiem. I to się nie zmieni, bo zawsze jak pojawia się jakiś nowy pierwiastek, związek to ludzie upatrują w nim cudownego lekarstwa. Teraz piszę o kosmetykach radowych i z nimi było tak samo. Przecież po odkryciu radu i tego jak działa na skórę, po oparzeniach Piotra Curie, ludzie myśleli „skoro robi takie rzeczy ze skórą, to na pewno wyleczy wszystkie choroby, spowoduje, że nie będziemy mieli zmarszczek” i w ogóle cuda niewidy. A po jakimś czasie okazało się, że nie. Więc, my chyba za szybko zachłystujemy się nowymi odkryciami i widzimy w nich jakieś potencjalne, czy to zdrowotne, czy przydatne w życiu zastosowania, po czym okazuje się, że to nie do końca się do tego nadaje.

To zdradź, proszę, co takiego piszesz o radzie?

Nie wiem jeszcze w jakim kontekście, ale nie będzie to o Marii Skłodowskiej, a o tym, dlaczego ludzie zaczęli widzieć w radzie lekarstwo na wszystko, jak na początku XX wieku rozwinął się przemysł kosmetyczny. Wydaje nam się, że to jest coś współczesnego, ale już wtedy celebryci reklamowali, też kobietom wmawiano: „masz zmarszczki, jesteś brzydka, zrób coś z tym”, więc przez sto lat nic się nie zmieniło. I na początku XX wieku specjaliści od reklamy i marketingu zauważyli, że rad jest modny, że ma duże możliwości sprzedażowe i zaczęto reklamować go jako cudowny produkt. Chcę przedstawić ciekawe przykłady marek kosmetycznych, będzie podział na twarz, włosy, ciało, zęby, i będą tam takie niestworzone rzeczy, że nie mogę się doczekać, kiedy się tym podzielę.

Generalnie piszesz o chemii. Z czego to wynika, z zainteresowań, wykształcenia?

Nie, ja jestem inżynierką informatyki, nie znam się na chemii. Dzięki „Zieleni” zaczęłam ją trochę rozumieć, ale nie za bardzo. Niestety większość rzeczy, o których piszę ma związek z chemią, więc stale się dokształcam, rozumiem więcej. Chociaż w „Gangu z Bethnal Green” nie pisałam o chemii a o historii medycyny.

Czy coś w tej historii zielnego pigmentu szczególne Cię zaskoczyło?

W pewnym momencie, jak się zaczyna czytać takie straszne rzeczy, to się człowiek na to uodparnia. I jak znajdowałam kolejną sprawę, to podchodziłam do niej na zasadzie: „dobra, fajnie, ile osób umarło? Czy nada się do książki?”. Więc, nie, nie zaskoczyło mnie. Ale kiedy kupiłam na eBayu pierwszą książkę trującą, co mnie zaskoczyło? Jaka ona jest piękna. I w tym momencie dopiero zaczęłam rozumieć, co ci wszyscy ludzie w XIX wieku czuli i dlaczego oni to wszystko kupowali. Tego nie widać na zdjęciach, ale w słońcu ta książka jest taka piękna…, ma złocenia, złote brzegi, wygląda przepięknie. I naprawdę zrobiło to na mnie takie wrażenie, że wtedy dopiero zrozumiałam, dlaczego ci wszyscy ludzie mieli wszystko zielone.

Recenzja: „Zabójcza zieleń. Historia zielonego pigmentu z arszenikiem” Wiktoria Król

FARKA.press
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.