RECENZJA: „Strup. Hiszpania rozdrapuje rany” Katarzyna Kobylarczyk
Reportaż wyróżniony Nagrodą im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż literacki za 2019 rok.
Historyk Paul Johnson nazwał wojnę domową w Hiszpanii pierwszą z ideologicznych wojen zastępczych. Spektaklem wykreowanym przez dwa zespoły twórcze – z jednej strony przez Mussoliniego i Hitlera, z drugiej – Stalina. Na teatr wstrząsającego widowiska wybrano Hiszpanię, która właściwie od początku XIX wieku była poza europejskim systemem równowagi sił, zaś teraz znalazła się w centrum zainteresowania. Już samo to było niezwykłe: Hiszpania wyobcowana, samowystarczalna, ksenofobiczna, była państwem europejskim najbardziej odpornym wobec reguł holizmu, najmniej podatnym na wirusy totalitaryzmu lewicy czy prawicy, społeczną inżynierię, moralny relatywizm. I dlatego właśnie hiszpańska wojna domowa była tak tragiczna.
W żaden sposób nie służyła interesom Hiszpanii. Nie czyniła z Hiszpanów herosów – ani bohaterów, ani odważnych wojowników. Nie była żadną formą ofiary w imię wyższego dobra, ani żadnym planem-koniecznością osiągnięcia szczęśliwości. Dla samej Hiszpanii była bezwartościowa i dlatego tak trudno ją rozliczyć. Hiszpanom nie udało się to do dziś, choć nie podejmowali w tej kwestii stałego, wytężonego trudu. Można powiedzieć, że zdali się na ludowe porzekadło, wieszczące, że czas zaleczy rany, i trwali w milczeniu, oczekując jego uzdrowicielskiego działania. Ono jednak nie zadziałało, powstał ten tytułowy, metaforyczny strup, który teraz uniemożliwia zabliźnienie się przeszłości.
Reportaż Katarzyny Kobylarczyk nie jest jednak próbą wskrzeszania tej przeszłości, nie jest historią o dawnej wojnie, a opowieścią o aktualnych grobach. Autorka rzetelnie przedstawia ich obraz widziany z perspektywy dwóch stron konfliktu – komunistów i nacjonalistów. Stron, z których żadna nie jest czarna ani biała, którym nie da się przypisać jednoznacznych ról dobrych albo złych, ofiar albo agresorów. Skala i charakter ich okrucieństw były podobne, jednak los ich mogił – różny. Ofiary czerwonego terroru po wojnie były bardzo uprzywilejowane. Ich rodziny dostały dobre miejsca pracy, różnego rodzaju zadośćuczynienia. W latach czterdziestych państwo zorganizowało mnóstwo ekshumacji zbiorowych mogił ofiar republikańskich prześladowań, a ciała były przenoszone na cmentarze w pełnej gali wojskowej i kościelnej. Na ekshumacje grobów ofiar fankistowskich represji, które dokonują się dopiero teraz, nie przychodzi praktycznie nikt. Te groby, które my otwieramy nie są pierwsze. Są ostatnie.
Otwieranie grobów otwiera dyskusję, rozdrapuje „strup”, dostarcza danych do rozliczenia. Katarzyna Kobylarczyk przytacza w swoim reportażu bardzo wiele liczb, chcąc z jednej strony zobrazować skalę problemu, ale tym samym dowodzi, że jest on niepoliczalny. Nie będzie żadnego końcowego rachunku, bilansu, który wszystkich zadowoli. Bo jest to rzecz tak niepojęta, że nie da się jej wytłumaczyć. Ale trzeba mówić. W swojej drugiej warstwie, która nadaje temu reportażowi wymiar uniwersalny, ogólnoludzki, „Strup” jest o milczeniu, które zostało przerwane. O przemilczanej krzywdzie, która zdawała się nie istnieć. I o objawieniu prawdy, które przez dekady budziło grozę, jakby miało nadejść w jakiejś demonicznej postaci, więc na to nie pozwalano. A prawda okazała się być po prostu smutna.
Ten smutek Katarzyna Kobylarczyk przedstawia najpiękniej, nie grzmiąc narracją w tonacji szokujących rzezi, a odtwarzając codzienne, często zdawkowe rozmowy – ostrożnie, bo przecież te groby to nie tylko śmierć, to także połamane życie tych, którzy pozostali.