Drzewom potrzebni są przyjaciele. Wielu przyjaciół
wywiad z Agnieszką Antosik, autorką książki „Drzewnik”
W kwietniu nakładem Wydawnictwa Kobiecego ukazała się książka „Drzewnik”, która jest fascynującą opowieścią o drzewach, która uczy jak czerpać z ich mocy i żyć w zgodzie z naturą. Autorką tej publikacji jest Agnieszka Antosik – z wykształcenia filolożka, dendroterapeutka i praktykująca przewodniczka kąpieli leśnych. Opowiadaczka, współtwórczyni podcastu „Leśne objawienia”, a także autorka, wydanej w 2023 r., książki „Leśna terapia”.

Fot. Michał Wysocki
Czy ludzie w jakiś sposób mogą chronić drzewa?
Oczywiście! Powiem nawet, że nie tylko mogą, ale i powinni, dla dobra własnego i swoich dzieci, wnuków… I nie oznacza to, że oczekuję od kogoś wielkich poświęceń. Nie musimy sami organizować akcji obrony wycinanych alei czy dewastowanych cennych lasów. Wystarczy wspierać tych, którzy się tym zajmują. W jaki sposób? Nie nużąc się uporczywym podpisywaniem petycji, bo liczby podpisów pod nimi naprawdę przekładają się na efekty. Albo dając wyraz swojej sympatii wobec aktywistów, choćby komentarzami w mediach społecznościowych, czy wspierając finansowo jakąś organizację, której działanie nam się podoba np. przy odpisie od podatku. Możemy też wyrażać poparcie, gdy nasze samorządy podejmują akcje na rzecz drzew i potępiać odwrotne działania. Oczywiście nasze decyzje przy urnach wyborczych też mają kolosalne znaczenie. Przede wszystkim jednak, bez wielkich wywodów, sądzę, że najistotniejsza jest sympatia do drzew i spojrzenie na nie jak na cennych towarzyszy. Wtedy nie sposób zachować obojętności wobec ich krzywdy. Sami znajdujemy sposoby, by je wspierać i chronić.
„Drzewnik” jest oznaczony etykietką „workbook”, nie jest typową książką, bo zawiera miejsce na notatki. Oczekujesz, że ludzie coś zrobią z wiedzą, którą im przekazujesz?
No właśnie to łączy się z tym, co powiedziałam. Moim zamierzeniem było dać ludziom taką książkę, która spowoduje, że zechcą być z jej bohaterami bliżej. Nawet jeżeli umieją już rozpoznać poszczególne drzewa, to spojrzą na nie świeżym okiem, zechcą pogłębić znajomość. Przez pięć lat prowadziłam na Facebooku stronę, na której regularnie próbowałam ludzi zaintrygować, wciągnąć w chęć pogłębiania drzewnych znajomości. I rzeczywiście Szepcząca z Drzewami przyciągnęła stałe grono bywalców i bardzo dobrze będę wspominać te pięć lat, których „Drzewnik” jest uwieńczeniem. Media społecznościowe przyciągnęły już jednak pewną określoną ilość ludzi, a nigdy nie chciało mi się starać, by było ich więcej, bardziej liczyła się dla mnie dobra atmosfera na stronie niż oszałamiające zasięgi. „Drzewnikiem” mam szansę dotrzeć do innych i rzucić im linę, którą mogą chwycić i przeskoczyć na stronę prawdziwej bliskości z drzewami. Jeżeli podchwycą ideę, że to właśnie workbook, a nie tylko książka do przeczytania, to będzie szansa na piękną przygodę. Każdemu takiej życzę. I drzewom też, bo im potrzebni przyjaciele. Wielu przyjaciół.
Dlaczego napisałaś taką książkę? Czy jest ona próbą zgromadzenia ciekawostek o drzewach, wiedzy, z której się już powszechnie nie korzysta, a zatem próbą ocalenia czegoś, co odchodzi w zapomnienie? Czy może raczej „Drzewnik” ma przede wszystkim zachęcić do głębszego, świadomego obcowania z naturą?
Już wiesz, że to ostatnie jest najważniejsze. Tak, właśnie – „Drzewnik” ma zachęcać do głębokiej, trwałej więzi z naturą. A to, co opowiadam w nim o drzewach – dawne wierzenia, ciekawostki, legendy – to środek służący do tego celu. Ktoś o zacięciu naukowym mógłby mi zarzucić, że posuwam się do bambinizmu, bo piszę o drzewach jak o bohaterach, na przykład używam sformułowań określających ich charaktery. Ale z premedytacją napisałam we wstępie – nie obiecuję lekcji botaniki ani zielarstwa, to w ogóle nie jest żadna lekcja, ani przez moment nie udaję, że stworzyłam dzieło o charakterze naukowym. Jestem w nim subiektywna i emocjonalna, wcale tego nie ukrywam. Chcę ludzi zaciekawić, zadziwić nieraz może, skłonić do spojrzenia w inny sposób. Czy spowoduje to przywołanie dawno zapomnianej legendy, czy opis niechęci jesiona i buka – użyłam wszystkiego, co mnie samą intryguje i zachwyca. A te zapomniane elementy dawnej zażyłości człowieka z drzewami mnie bardzo inspirują. Czuję, że wracam do korzeni i jest to dobre i uzdrawiające. Może ktoś z czytelników też to poczuje.
Czym się kierowałaś w wyborze drzewa na dany miesiąc? Czy istotna była kwestia zagrożenia danego gatunku, a opowiedzenie o nim traktowałaś jako formę jego „promocji” i zwrócenie uwagi na jego wymieranie? Czy może ważniejsze było powszechne występowanie danego drzewa, to, że czytelnicy odnajdą w książce „bliskich sobie bohaterów”?
Oba powody były bardzo ważne. Oczywiście, że nie chciałam pomijać tych powszechnie znanych i cieszących się sympatią drzew, które i mnie samej są bardzo bliskie. Rok z drzewami bez uwzględnienia brzóz, dębów czy kasztanowców byłby nieporozumieniem! Odbiorcy „Drzewnika” mogliby słusznie poczuć się rozczarowani, gdybym ich nie uwzględniła. Ale tak, są rozdziały, których bohaterami są drzewa mniej popularne, a przecież niezwykłe i rzeczywiście zagrożone poważnie w naszym zmieniającym się klimacie. Tak, słowo „promocja” jest zasadne – zależało mi, by właśnie wypromować niezbyt lubiany świerk, czy traktowaną z lekceważeniem sosnę, zwrócić uwagę na stanowczo zbyt mało znaną olchę. Wszystkie te drzewa ciągle jeszcze możemy spotkać, poznać i docenić. Ale już całkiem niedługo może to nie być takie oczywiste. Bardzo się spieszyłam z pisaniem „Drzewnika”, gdy już na ten pomysł wpadłam i niecierpliwiło mnie przedłużające się tempo procesu wydawniczego (choć efekt jest wart poświęconego czasu, zdecydowanie!) . Ale wiem, że mamy mało czasu na pokochanie tych drzew, dla których zmieniający się klimat jest bezlitosny.
Z pewnością każdy doświadczył dobroczynnego efektu przebywania w lesie, ale czy w mieście można równie efektywnie korzystać z dobrodziejstw drzew? Czy wyczujemy ich moce na miejskich skwerach zieleni? Czy ich liście, szyszki, kora nadają się do leczniczych zastosowań, o jakich piszesz w książce?
Czy równie efektywnie jak w lesie. to cóż… no nie! W lesie, zwłaszcza takim bioróżnorodnym, odległym od hałasów cywilizacji, dzieją się największe cuda i każdego zachęcałabym do planowania wizyt tam jak najczęściej. Ale znakomitą większość naszego życia spędzamy w miastach i – jak pisałam w swojej poprzedniej książce – to w sumie całe szczęście, że nie każdy z nas może zamieszkać w leśnej okolicy, bo nie zostałoby już nic naprawdę dzikiego. W imię miłości do natury, powinniśmy chronić enklawy dzikości i tak, właśnie miasta projektować w taki sposób, by zasilać się w nich zielenią. Osobiście najwięcej czerpię z miejsc, które nazwano „czwartą zielenią”. To takie miejsca zdziczałe, wyzbyte dawnego miejsca przeznaczenia, w których władzę przejęła natura. U nas są one jeszcze ciągle traktowane jako element wstydliwy, wołający o zagospodarowanie, w innych miejscach Europy przeznacza się je, po niewielkiej adaptacji, na parki. Są to miejsca znacznie ciekawsze niż grzeczne skwerki, można się tam poczuć jak w prawdziwym lesie, bo takie niezaprojektowane przez człowieka miejsce chętnie zasiedlają dzikie zwierzęta, ptactwo. Polecałabym szukać w miarę możliwości takich miejsc. Ale i zwykłe miejskie parki są bezcenne. Warto iść tam po ciszę, spokój i bliski kontakt z naturą. Z drzewami też oczywiście! Tak naprawdę doskonale można się zaprzyjaźnić nawet z przydrożnym drzewem, takim, które spotykamy na co dzień. Ale jeżeli chodzi o surowce zielarskie, osobiście nie pobieram żadnych z miejskich drzew. Znam zielarki, które doskonale wykorzystują do sporządzania zdrowotnych ingrediencji to, co pozyskują w miejskiej dżungli. Można. Ale sama używam tylko tego, co znajdę z dala od cywilizacji.
Jaka jest przyszłość drzew w Polsce? Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę ze zmian klimatycznych, degradacji środowiska. Jak sobie radzą z tym drzewa? Czy nasze lasy będą się zmieniać pod względem gatunków drzew, czy może raczej umierać?
To jest ta gorzka wiedza, którą starałam się w „Drzewniku” serwować w aptecznych ilościach, bo to nie jest książka, która ma przygnębiać odbiorcę, a jedynie nakłonić go do cieszenia się i doceniania tego, co jeszcze wokół nas. „Jeszcze”, bo nie ma co tu kryć – każdy kolejny rok jest coraz suchszy, zimy coraz mniej zimowe, a lata coraz bardziej gorące. Takie warunki nie są naturalne dla naszych rodzimych drzew i im nie służą. Jakie są prognozy na przyszłość? Dość przygnębiające. Nie, lasy nie wymrą całkowicie, ale zmieni się ich oblicze. Będą niższe, znikną z nich znane nam dziś powszechnie gatunki. To nieuchronne zważywszy na to, jak przygnębiające są wyniki badań – już ładnych kilka lat temu „Raport o stanie lasów” wykazał, że zdrowych w nich jest zaledwie 10% drzew! Po niektórych gatunkach widać ten krytyczny stan szczególnie wyraziście, wydają się być w odwrocie. To jest druzgocąca prawda. Ale niektórzy ją ignorują, inni jej zaprzeczają, a ogół ludzi w ogóle nie zawraca sobie tym głowy, bo jakieś drzewa przecież zawsze będą – choćby i w doniczkach.
Czy myślisz o kolejnych wydaniach „Drzewnika” z propozycjami innych drzew na inne miesiące?
Byłoby miło zakończyć ten wywiad jakimś pozytywnym akcentem, zwłaszcza w związku z ostatnią wypowiedzią, ale cóż… Nie, nie planuję kolejnych wydań „Drzewnika”. Postarałyśmy się, wraz z naprawdę wspaniale współpracującymi paniami z Wydawnictwa Kobiecego, by „Drzewnik” był naprawdę piękną, zachęcającą do zgłębienia się weń książką, którą ma dopełnić czytająca ją osoba. Używając wielokrotnie, uzupełniając po swojemu. Materiały, które złożyły się na to, co zawarłam w „Drzewniku”, zbierałam przez pięć lat. Jeżeli kiedykolwiek miałaby powstać kolejna część, proces pracy nad nią musiałby być jeszcze dłuższy, bo opisanie mniej oczywistych w naszym kraju drzew wymagałby głębszych jeszcze poszukiwań, a jak nie jest to łatwe, przekonałam się przy rozdziale o kasztanowcu! Nie wyobrażam sobie wydania nierzetelnej książki, a z natury jestem dość leniwa, wizja kopania w materiałach przez najbliższe kilka lat… nie, nie! Myślę, że napisałam już o drzewach naprawdę dość dużo, teraz pora na to, by dać wolną rękę tym, których to zainteresowało i wciągnęło – czas na ich własne odkrycia! A jeszcze ciągle jest co odkrywać, jeszcze ciągle jest się czym cieszyć. Im szybciej to dostrzeżemy, tym większa szansa, że los drzew zacznie nas żywo interesować. A to z kolei szansa na to, że zaczniemy je chronić, dążyć do zapobieżenia spełnieniu najczarniejszych scenariuszy… Wróciłyśmy do punktu wyjścia tego wywiadu, zauważyłaś? Marzę o tym, by „Drzewnik” miał nie tylko wielu czytelników, marzę o jego wielu współautorach. Jeżeli tacy się pojawią, los iluś drzew będzie lepszy.
Bardzo dziękuję za naprawdę ciekawe pytania, świadczące o tym, że już jedną taką wymarzoną osobę jako autorka zyskałam.
Również serdecznie dziękuję za poświęcony czas i fascynujące opowieści o naszych przyjaciołach – drzewach.