Recenzja: „Ciałko” Katarzyna Kobylaczyk
W treść reportażu Ciałko Katarzyny Kobylaczyk wchodzi się jak w fabułę latynoskiej telenoweli. Wątek tajemniczych rodziców, dorastania w „niewłaściwej” rodzinie czy melodramatyczne wyznanie czynione na zbliżeniu kamery: „nie jesteś moim dzieckiem” znane są z tego typu produkcji. Przypominają się wszystkie te telewizyjne seriale, gdy brnie się przez kolejne strony książki Katarzyny Kobylarczyk – to jak szydzono z nich: z naiwności ich fabuły, konwencji bajek dla dorosłych. I tak nagle Ciałko uświadamia, że było w tych serialach mniej nieposkromionej fantazji scenarzysty niż sądzono. Dowiadujemy się z tej książki, że w Hiszpanii nawet trzysta tysięcy osób jest tak zwanymi „fałszywymi dziećmi”, które dorastając nie znały prawdy o swoich biologicznych rodzicach. Przez chwilę to przeraża, gdy zaczynamy przypuszczać, że nielegalne adopcje są czymś typowym dla kultury ibero-latynoskiej.
Bardzo wyważona, stonowana narracja Katarzyny Kobylarczyk uspokaja czytelnika i oddala od przesadzonych wniosków. Autorka stara się rzeczowo wyjaśnić to dlaczego Hiszpania kradnie swoje dzieci i początków tego procederu upatruje w wojnie domowej lat 1936-1939. Wojna rządzi się swoimi prawami, zbrodnie odmieniając przez przypadki. W takim kontekście los kobiet uznanych za wroga, które więzi się w niehumanitarnych warunkach i odbiera im dzieci, by w „porządnej rodzinie” wychować na wzorowych obywateli, nie wydaje się czymś szczególnie okrutnym. Katarzyna Kobylarczyk w swoich wcześniejszych reportażach zajmowała się już wojną domową w Hiszpanii, czytelnicy, którzy znają jej twórczość mogli być na taki wątek przygotowani. Tyle, że Ciałko rozpoczyna się nie w latach 30., gdy „zdrajczynie państwa” trafiały do więzień, nie w latach 50. nawet, gdy ich dzieci zaczynały wchodzić w dorosłość, a w 2016 roku. Coś, dla czego można by naleźć wytłumaczenie, staje się nagle niepojętym szaleństwem.
Konstrukcja tego reportażu przypomina kryminał, którego ciąg zdarzeń śledzi się w napięciu, ale który jednak nie kończy się precyzyjną informacją na temat tego, „kto zabił”. To oskarżenie zawarte w podtytule staje się coraz mniej śmiałe, gdy autorka przedstawia nam różne aspekty przeprowadzanych w Hiszpanii adopcji, różne historie odmiennych od siebie bohaterów. Świadczy to o bardzo dobrym warsztacie reporterskim, który nie dostarcza odbiorcom jednoznacznych odpowiedzi. Katarzyna Kobylarczyk zasiewa w czytelnikach tę wątpliwość, która od dekad nurtuje hiszpański wymiar sprawiedliwość – czy wszystkie te dzieci były rzeczywiście ukradzione? A jeśli mamy do czynienia z dobrowolnymi adopcjami, nawet jeśli na niepokojącą skalę, to czy należy rozpatrywać to w kategoriach problemu?
Ciałko odrobinę zwodzi czytelnika, w dobrym tego słowa znaczeniu. Zapowiadając się na kolejny reportaż o zbrodniach wojennych dwudziestego wieku, jest tak naprawdę opowieścią o kobietach, bardzo współczesną, choć rozpoczynającą się w zamierzchłych stuleciach. Jest to próba wyegzekwowania ich prawa do mówienia własnym głosem, do wybierania odpowiedniego dla siebie życia. Ciałko ukazuje wstrząsającą wręcz batalię młodych dziewczyn z patriarchatem, niepodważalnym na gruncie państwa, religii i społeczeństwa, dyktującym zasady w każdym aspekcie życia. Katarzyna Kobylarczyk mistrzowsko tę batalię opisuje, bez dosłowności i patosu, bez epatowania krzywdą. W atmosferze zwykłej codzienności odnajdujemy z nią coś, co daje się przeoczyć, bo było w tej codzienności zawsze i co okazuje się przerażające i niewzruszone, gdy nagle ktoś chce to stamtąd usunąć.
„Ciałko” Katarzyna Kobylaczyk
Wydawnictwo: Czarne
Data premiery: 4.10.2023
ISBN: 9788381917728