FARKA.press

Portal Kultury i Reportażu

Europejczycy nadal nie mają szybkiego dostępu do danych o radioaktywnym skażeniu

wywiad z Bruno Chareyronem, dyrektorem laboratorium CRIIRAD*

Ewa Dryjańska

Ewa Dryjańska: Jest pan dyrektorem niezależnego laboratorium, które zostało założone po katastrofie w Czarnobylu, gdy francuskie instytucje z początku zaprzeczały, że skażenie radioaktywne dotarło do Francji. Dlaczego według pana władze początkowo zaprzeczały faktom?

Bruno Chareyron: Francja jest krajem, w którym energetyka jądrowa odgrywa dużą rolę. Zastosowanie militarne pojawiło się w wyniku rozwoju technologii broni atomowej (która miała miejsce w największej tajemnicy i bez konsultacji z opinią publiczną), a później miał miejsce rozwój cywilnej energetyki jądrowej (obecnie 56 działających reaktorów jądrowych). Powiązania świata nauki, przemysłu i polityki są szczególnie silne. W 1986 r. profesor Pierre Pellerin, dyrektor SCPRI – Centralnej Służby Ochrony przed Promieniowaniem Jonizującym, był bardziej przejęty obroną energetyki jądrowej niż ochroną zdrowia populacji. To dlatego SCPRI w tym czasie przygotowała mapy francuskiego terytorium z wartościami promieniowania 100 razy mniejszymi niż w rzeczywistości. CRIIRAD był w stanie stopniowo dotrzeć do prawdziwych danych poprzez analizę pobranych we Francji próbek gleby w laboratorium.

Wielu ludzi twierdzi, że tuszowanie i zaprzeczanie, które miało miejsce po Czarnobylu nie mogłoby się powtórzyć, ponieważ dotyczyło komunistycznych władz. Czy Pan się z tym zgadza?

Widzimy, że zaprzeczanie miało miejsce także w „nowoczesnym” kraju takim jak Japonia po katastrofie jądrowej w Fukushimie w 2011 r. Skala zniszczenia 3 reaktorów jądrowych i stopienie rdzeni, zostało ujawnione dopiero na długo po tym, jak miały miejsce. W 2011 r. japońskie władze włożyły dużo wysiłku (i robią to do tej pory), by umniejszyć skutki radiologiczne dla środowiska i lokalnej ludności. Przedstawiliśmy to na naszym filmie „Niewidzialny opad” z angielskimi napisami.

We Francji w ostatnich latach władze ustanowiły specjalne struktury, by poprawić transparentność w branży jądrowej, ale w praktyce bardzo trudno jest uzyskać dokładne informacje na najbardziej niepokojące tematy związane z bezpieczeństwem jądrowym. Dodatkowo w ostatnich latach w atmosferze Europy wykryto radioaktywne skażenie o niewiadomym pochodzeniu. Tak było np. na jesieni 2017 r., gdy wykryto izotop Rutenu-106 pochodzący prawdopodobnie z jakiejś lokalizacji w Rosji, czy w czerwcu 2020, gdy skażenie kilkoma sztucznymi, radioaktywnymi substancjami zostało wykryte w Szwecji, Finlandii i innych krajach. Te wydarzenia pokazują, że ponad 30 lat po wypadku w Czarnobylu, mieszkańcy Europy nadal nie mają dostępu do rzetelnej, szczegółowej i szybko dostarczonej informacji o emisji radioaktywnych substancji w atmosferze.

Jak bardzo powinniśmy się niepokoić pożarami lasów w Czarnobylu? Ziemia wokół elektrowni jest skażona, a przez ocieplenie klimatu mamy problem suszy w regionie Polesa (na Białorusi i Ukrainie). Gleba, która była tam permanentnie podmokła stała się tak sucha, że jest przenoszona przez wiatr. Co to oznacza dla rozprzestrzeniania się skażenia i zdrowia populacji?

Zewnętrzne warstwy gleby, roślinność i ściółka pozostają silnie skażone w określonych miejscach wokół czarnobylskiej elektrowni, wliczając te oddalone od niej o kilkadziesiąt kilometrów. Wśród obecnych tam nadal substancji można wspomnieć o Cezie-137, Stroncie-90 czy cząstkach, które są bardzo radiotoksyczne w razie inhalacji takie jak Ameryk-241 czy różne izotopy plutonu.

Pożary uwalniają te radioaktywne elementy do atmosfery, które potem są wdychane przez lokalnych mieszkańców, znajdujących się na trasie unoszącego się dymu. Część tych radioaktywnych substancji opada później na ziemię, roślinność i uprawy, i powoduje ekspozycję przez konsumpcję. Ryzyko zależy od poziomu skażenia terenu pożaru i czynników rozprzestrzeniania się cząsteczek powietrza w atmosferze. W czasie pożarów dawki przyjęte przez strażaków, personel wojskowy i inne osoby pracujące bezpośrednio w Strefie Wykluczenia, a także ludzi mieszkających w pobliżu, budzą realne obawy. Obliczenia zrobione przez CRIIRAD pokazują, że dawek przyjętych przez strażaków nie można lekceważyć i mogły one przekroczyć dozwolone limity zdrowotne dla ludności, w szczególności poprzez zewnętrzne napromieniowanie.

Pojawia się też kwestia bezpieczeństwa instalacji jądrowej. W kwietniu 2020 r. pożar dotarł na odległość poniżej 1 km od zniszczonego reaktora nr 4 czarnobylskiej elektrowni. CRIIRAD wyraził zaniepokojenie potencjalnym ryzykiem dla instalacji jądrowych i składowisk odpadów, których w Strefie Wykluczenia jest wiele. Tym bardziej, że wielu składowiskom i instalacjom daleko do spełnienia obecnych norm bezpieczeństwa. Pojawia się też kwestia ryzyka związanego ze zużytym paliwem jądrowym w przypadku gdyby pożar zniszczył zasilanie elektryczne do systemu chłodzącego główny basen ISF-1, który zawiera większość, jeśli nie wszystkie, 21 000 zużytych prętów paliwowych z reaktorów 1-3. Wszystkie te kwestie zasługują na niezależne, pogłębione analizy eksperckie, nie tylko na komputerze, ale włączając w to misje na miejscu.

Po zeszłorocznych pożarach lasów w Czarnobylu polska Państwowa Agencja Atomistyki ogłosiła, że nie było zagrożenia dla ludzi w Polsce i że nie przygotowywała modeli przemieszczania się radioaktywnych cząsteczek z pożarów, ponieważ nie stanowi to jej „obszaru zainteresowania”. W tym samym czasie francuski, państwowy instytut IRSN wykonał takie modele. Jakie powinno być standardowe działanie takich instytucji w takich okolicznościach?

W przypadku pożarów z kwietnia 2020 r. badania przeprowadzone przez IRSN i przez niezależny CRIIRAD wykazały, że wzrost koncentracji sztucznych elementów promieniotwórczych był bardzo niski na francuskim terytorium. Dla krajów znajdujących się bliżej Czarnobyla, takich jak Polska, monitorowanie konsekwencji tych pożarów jest jeszcze istotniejsze. Pomocne jest zachowanie czujności i śledzenie sytuacji za każdym razem poprzez symulacje na podstawie danych meteorologicznych i aktualnych pomiarów skażenia powietrza. Ważne jest, by każdy kraj dysponował precyzyjnymi pomiarami na swoim terytorium i aby w krótkim czasie mógł poinformować ludność. To umożliwia przetestowanie efektywności systemów monitorowania radiologicznego, które będą miały ważną rolę do odegrania w ochronie mieszkańców na wypadek prawdziwej katastrofy radiologicznej. W niektórych przypadkach wyniki pomiarów uspokoją mieszkańców i pozwolą uniknąć niepotrzebnych zmartwień, a w innych pozwolą na zastosowanie środków ochronnych. To powinno było zostać zrobione w kwietniu i maju 1986 r. we Francji. Trzeba odnotować, że w 1986 r. polskie władze zorganizowały masową dystrybucję tabletek z jodem, by ograniczyć ryzyko związane ze zwyrodnieniami tarczycy.

Według kampanii informacyjnej na temat energetyki jądrowej, zrealizowanej kilka lat temu przez polski rząd, osoba mieszkająca przez rok w pobliżu elektrowni jądrowej przyjmuje taką samą dawkę promieniowania jak osoba jedząca banana. Czy to prawda?

Elektrownia jądrowa, nawet w czasie swojej normalnej pracy, gdy nie ma żadnego poważnego wypadku, regularnie uwalnia substancje radioaktywne do atmosfery i do środowiska wodnego. Operatorzy nie są w stanie zatrzymać wszystkich radioaktywnych elementów przed uwolnieniem do środowiska cieczy i odpadów gazowych. Ludzie mieszkający w pobliżu elektrowni atomowych są zatem narażeni na radioaktywne elementy, obecne w powietrzu, którym oddychają i w jedzeniu, które konsumują. Są również narażeni na zetknięcie z radiacją emitowaną przez konwoje różnych materiałów radioaktywnych, transportowanych do i z elektrowni jądrowej. Jest trudne, jeśli nie niemożliwe, by uzyskać wiarygodne dane dotyczące radiologicznego wpływu działania elektrowni jądrowych na lokalnych mieszkańców, ponieważ operatorzy nie przekazują pełni danych. Pewna liczba międzynarodowych badań epidemiologicznych wykazała zwiększone występowanie białaczki u małych dzieci mieszkających w pobliżu elektrowni atomowych. Ale ta kwestia jest przedmiotem wielkich kontrowersji w społeczności naukowej.

Rozważając skutki zdrowotne cywilnej energetyki jądrowej nie możemy zapominać o napromieniowaniu, którego doświadczają pracownicy i mieszkańcy na każdym etapie. Oprócz działania samej elektrowni są także skutki związane z wydobyciem i wzbogacaniem uranu oraz wytwarzaniem paliwa jądrowego, a także zarządzaniem odpadami atomowymi i obróbką zużytego paliwa, nie zapominając oczywiście o skutkach wielkich wypadków takich jak Czarnobyl czy Fukushima.

Banany zawierają naturalnie występujący, radioaktywny element taki jak Potas-40 i ich spożycie przyczynia się do ludzkiej ekspozycji na promieniowanie. Ale posłużenie się naturalną radioaktywnością, by trywializować skutki działań branży jądrowej to zbytnie uproszczenie. Po pierwsze naturalna radioaktywność wywiera wpływ na zdrowie i w pewnych przypadkach wymaga zastosowania programów ochronnych. Tak jest w przypadku ryzyka związanego z wdychaniem Radonu-222 w pewnego typu budynkach. Kwestia używaniem materiałów budowlanych, które są naturalnie radioaktywne, jest obecnie istotna w Europie. W związku z tym posługiwanie się nadal niezbadanymi obszarami w nauce, by ustanawiać czynniki ryzyka wchłonięcia danej, radioaktywnej substancji porównując wchłonięcie Potasu-40 do pochodzących z elektrowni trytu, Węgla-14, Kryptonu-85, Jodu-131 czy Cezu-137 jest bardzo nierozsądne.

A czym jest tzw. „promieniowanie tła”, o którym czasami słyszymy? Czy powstało ono na skutek działalności człowieka takiej jak testy atomowe i emisje z elektrowni jądrowych?

Pojęcie podstawowego, normalnego poziomu promieniowania nazywanego też „promieniowaniem tła” może mieć kilka znaczeń. We wszystkich przypadkach obejmuje oczywiście naturalnie występującą radioaktywność w danej lokalizacji (powiązaną głównie z promieniowaniem ziemskim powiązanym z zawartością uranu, toru i potasu w skałach, zależną od ich geologicznej charakterystyki). Nie wspominając o promieniowaniu kosmicznym, które zwiększa się wraz z wysokością. We Francji ten naturalny poziom może różnić się o 2 lub 3 jednostki zależnie od terenu, ale są też miejsca, gdzie gleba zawiera duży udział naturalnie radioaktywnych elementów z poziomem radiacji, które mogą być nawet 10 czy 100 razy wyższe od normalnych wartości. Koncepcja „promieniowania tła” często uwzględnia też ślady skażenia pochodzącego ze sztucznych, radioaktywnych substancji, wytworzonych przez człowieka i rozprzestrzenionych szeroko na powierzchni Ziemi, np. podczas atmosferycznych testów jądrowych, kiedy to opad, był szczególnie duży w latach 50-tych i 60-tych, a także podczas wielkich katastrof takich jak Czarnobyl czy Fukushima. Pomiary CRIIRAD we Francji wskazują, że sztuczny komponent pozostaje 10 razy wyższy niż naturalny poziom w niektórych partiach Alp, szczególnie dotkniętych opadem czarnobylskim z 1986 r. Pokazuje to np. film „Tchernobyl , 29 ans après” z 2015 r.

Jakie są radioaktywne substancje w środowisku i kiedy mogą być dla nas niebezpieczne? Czy istnieje różnica w ich oddziaływaniu, jeśli oddziałują z zewnątrz, a jeśli dostaną się do wewnątrz w wyniku inhalacji bądź konsumpcji?

Niezależnie od tego, czy żyjemy we Francji czy w Polsce w środowisku występują naturalne substancje radioaktywne takie jak Uran-238, Rad-226, Radon-222, Ołów-210, Tor-232, Potas-40 itd. Jest też wiele radionuklidów sztucznego pochodzenia takich jak Cez-137, Stront-90, Pluton-239 itd. Wszystkie radioaktywne elementy czy sztuczne, czy naturalne niosą ze sobą ryzyko. Poziom tego ryzyka zależy od ilości radiacji (dawki), która zostanie wyemitowana do naszego ciała przez te radioaktywne substancje ulegające rozkładowi. Ta dawka będzie zależeć od rodzaju radioaktywnej substancji, jej ilości w powietrzu, którym oddychamy, glebie, po której chodzimy, wodzie i jedzeniu, które konsumujemy. Koncepcje zewnętrznego napromieniowania i wewnętrznego skażenia zostały omówione we wspomnianym już, wyprodukowanym przez nas filmie „Niewidzialny opad”.

W przypadku ekspozycji na działanie promieniowania jonizującego nie ma bezpiecznego limitu. Każda dawka niesie ryzyko, np. ryzyko rozwoju nowotworu w długim okresie. To dlatego powinno się robić wszystko, by ograniczyć skażenie środowiska. „Dopuszczalny” limit jest ustanawiany przez panele ekspertów na bardzo kontrowersyjnym poziomie ryzyka. Dyskusje nad tymi limitami powinny odbywać się z udziałem zainteresowanych społeczności.

*Bruno Chareyron jest francuskim inżynierem energetyki i fizykiem jądrowym. W 1987 r. obronił pracę magisterską z fizyki cząstek. Od 1993 r. jest dyrektorem CRIIRAD – Komisji Niezależnych Badań i Informacji na temat Promieniowania, organizacji pozarządowej, która została utworzona po katastrofie jądrowej w Czarnobylu, gdy okazało się, że francuskie władze podały do publicznej wiadomości dane o skażeniu zaniżające rzeczywiste wartości we Francji. Społeczeństwo obywatelskie założyło laboratorium CRIIRAD, by móc niezależnie dokonywać pomiarów radiacji. Oprócz niezależnych badań celem organizacji jest także poszerzanie wiedzy opinii publicznej na temat radioaktywnego skażenia i środków ochronnych. Bruno Chareyron prowadził badania w kopalniach uranu w Europie, Afryce i w Brazylii. Po katastrofie jądrowej w Fukushimie wspomagał grupy japońskich obywateli w gromadzeniu danych na temat radioaktywnego opadu. W 2016 r. został uhonorowany Nagrodą Przyszłości Bez Atomu w kategorii Edukacja za „niezachwiane zaangażowanie w ujawnianie dezinformacji przemysłu jądrowego we Francji na świecie”.