FARKA.press

Portal Kultury i Reportażu

Białe tatuaże

Marta Kobylska

O historii białych wzorów na ciele, zamiłowaniu do fotografii i międzynarodowych spotkaniach wielkiej Vitiligo Family opowie Julia Kaczorowska, studentka studiów magisterskich na kierunku fotografia na Uniwersytecie Warszawskim. Ma na koncie wiele projektów, zarówno dokumentalnych, jak i reklamowych, które realizuje w ramach kolektywu NEBA. Jest uzależniona od podróży i trekkingu w górach.

Julia Kaczorowska_autoportret
Julia Kaczorowska – autoportret

Bardzo długo zbierałam się, aby przeprowadzić z tobą ten wywiad. Właściwie odkąd wyszłam z wystawy, wiedziałam, że kiedyś to nastąpi. Jednak miałam wielki miszmasz w głowie. Sama jestem fotografem, cały czas szukam inspiracji i wiem, jak niełatwo jest znaleźć dobry temat na wystawę. Czytałam już kilka wywiadów, których udzieliłaś i nie chciałam, żeby ten dotyczył tylko Twoich prac. Chciałabym, żeby to była rozmowa również o postrzeganiu własnego ciała. No właśnie. Lubisz swoje ciało? Pytam o Twój teraźniejszy stosunek do niego.

Trudne pytanie, bo mój stosunek do własnego ciała zwykle zależy to od wielu czynników. Znaczenie ma to, jaki mam humor, jak bardzo jestem zmęczona, jaka jest pogoda… Czasem staję przed lustrem i czuję się naprawdę zadowolona z tego, jak wyglądam, a czasem wręcz przeciwnie – niezależnie od tego, jak bardzo się postaram, czuję się fatalnie i mam ochotę nie wychodzić z mieszkania. Ale to chyba przypadłość większości kobiet. Jeśli jednak chwilę się zastanowię, to tak – generalnie lubię swoje ciało. Zmieniłabym to i tamto (i nie chodzi tu o plamki!), ale nikt nie jest idealny. Ta pewność siebie nie towarzyszy mi jednak od zawsze, dopiero się jej uczę. Duży wpływ na to ma na pewno mój chłopak, oraz treningi w klubie Otwarte Serca Zaciśnięte Pięści, na które chodzę od paru miesięcy.

Pamiętasz moment, gdy dostrzegłaś pierwsze odbarwienia na skórze? Jakie towarzyszyły temu emocje?

Nie pamiętam. Bielactwo pojawiło się u mnie w wieku 4 lat, ale mam wrażenie, że towarzyszy mi od zawsze. Jako małe dziecko w ogóle się nie zastanawiałam nad tym, co mi dolega, nie miałam żadnych nieprzyjemności z tego powodu. Dopiero pod koniec podstawówki oraz w gimnazjum zaczęłam się tym przejmować.

W dzisiejszych czasach niestety nadal jeszcze uciekamy przed tematem chorób. Myślimy, że nas to nie dotyczy. Może nie dotyczy, ale czasem osobiście dotyka. Co prawda bielactwo nabyte (vitiligo) to nie nowotwór, jednak kiedy pojawia się u tak młodej dziewczyny jak ty, chyba nie pozwala łatwo wtopić się w tłum rówieśników?

Jak wspomniałam, dopiero w okresie dorastania zaczęłam „odczuwać” moje bielactwo. Starałam się zakrywać nogi, szczególnie na plaży. Nigdy jednak nie spotkałam się z nieprzyjemnościami ze strony rówieśników. W zimie moich plam na pierwszy rzut oka może nawet nie być widać, za to w lecie, jako że mam dość ciemną karnację i mocno się opalam, ze względu na powstały kontrast, plamy widać od razu. Czasem ktoś z ciekawości zapyta się, co mi się stało, czy może się oparzyłam? Ale zdarza się to na tyle rzadko, że, szczerze mówiąc, dość szybko zaczęłam wręcz „zapominać”, że mam plamki.

Na Twojej wystawie, a teraz także w Internecie można zobaczyć dosłownie kilkanaście prac. Oczywiście uważam to za plus, ponieważ człowiek może skupić się tylko na tym co jest tu i teraz. Na tym, co ważne. Ale bardzo interesuje mnie, ile miejsc musiałaś odwiedzić, aby spotkać się z ludźmi, którzy otworzyli się przed tobą?

Na początku roku akademickiego 2014/15, kiedy tylko zdecydowałam, że będę realizować projekt na temat bielactwa, zaczęłam przekopywać Internet w celu znalezienia chętnych. Ostatecznie zdecydowałam się na stworzenie wydarzenia na Facebooku i udostępnienie go na kilku grupach skupiających ludzi z bielactwem. Znacznie trudniej było mi znaleźć chętnych w Polsce, niż za granicą – o ile istnieje wiele międzynarodowych grup, jak np. Vitiligo Pride, na których ludzie z bielactwem dzielą się swoimi doświadczeniami, wrzucają zdjęcia itp., to w Polsce nie działa to za dobrze. Mam wrażenie, że na Zachodzie więcej osób traktuje swoje plamy nie jako coś, z czym muszą walczyć, a jako cechę, którą niemalże można się pochwalić (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi). W Polsce to wciąż temat mało poruszany i wszelkie fora ograniczają się zwykle do dyskutowania o metodach leczenia. Mimo tego, dzięki mediom społecznościowym, udało mi się spotkać z siedmioma osobami w Polsce – większość z nich mieszka w Warszawie, do jednego chłopaka pojechałam do Białegostoku. Otrzymałam mnóstwo zgłoszeń z zagranicy, wiele maili pełnych ciepłych słów, ale studencki budżet pozwolił mi odwiedzić tylko jeden kraj. Zdecydowałam się na Francję i Paryż, skąd zgłosiło się do mnie najwięcej chętnych. Sfotografowałam tam 6 kobiet, ostatecznie 4 portrety trafiły do projektu. Wyjazd do Paryża na sesje to były 4 bardzo intensywne dni, podczas których większość czasu spędziłam w metrze, przemieszczając się z jednego krańca miasta na drugi ze sprzętem. Bardzo pomógł mi wtedy Filip, mój chłopak, który nie tylko pełnił rolę asystenta od trzymania blendy, ale bez marudzenia pomagał nosić cały ekwipunek.

Ticya_fot_Julia Kaczorowska
Ticya, fot. Julia Kaczorowska

Rozumiem, że poza wykonaniem zdjęć do projektu, mogłaś również porozmawiać z modelami/modelkami o ich podejściu do choroby.  Czy te rozmowy były dla nich trudne? Jakich sztuczek użyłaś, żeby pomóc im oswoić się z obiektywem?

Każdą sesję zaczynałam od rozmowy – inaczej nie wyobrażam sobie fotografowania. Na pewno było mi łatwiej, jako że sama mam bielactwo. Myślę, że dało się odczuć, że próbuję się czegoś dowiedzieć od drugiego człowieka nie tylko dlatego, że jest mi to potrzebne do projektu, ale głównie dlatego, że jestem po prostu ciekawa. Przed realizacją WZORÓW nie znałam nikogo z bielactwem! A czy rozmowy były dla nich trudne? Części przyszło to łatwo, części trochę trudniej, ale każda fotografowana przeze mnie osoba już przed spotkaniem ze mną pogodziła się ze swoim wyglądem, choć niekiedy tylko do pewnego stopnia. Inaczej by się do mnie nie zgłosili. Najbardziej chyba zapamiętam Hanię, dziewczynkę z podstawówki, której rodzice odezwali się do mnie na samym początku moich poszukiwań osób, które mogłyby wziąć udział w projekcie. Powiedzieli, że ich córka ma bielactwo, które postępuje i jest jej z tym dość ciężko. Zapytali, czy będę mogła się z nią spotkać, porozmawiać, pokazać, że „to nie koniec świata”. Nie wiedzieli nawet, czy Hania da się namówić na zdjęcia. Spotkałam się z nią parę miesięcy później i poznałam niezwykle inteligentną, sympatyczną dziewczynkę, która już z coraz większym dystansem podchodzi do swoich plam. Spędziłyśmy bardzo wesoło czas na sesji zdjęciowej. Na moją wystawę, która została zorganizowana w lipcu, Hania przyszła już w krótkich spodenkach, odsłaniając plamy. Dowiedziałam się, że w lecie, na obozie, tłumaczyła z uśmiechem dzieciom, czym są te białe plamki na jej nogach, zamiast się kryć i wstydzić. Nie używałam żadnych sztuczek – po prostu byłam sobą. Tak jak moi „modele” odkrywali się przede mną, tak ja odkrywałam się przed nimi. W końcu mamy podobne doświadczenia.

Dyplom obroniłaś na piątkę! Obiło mi się o uszy, że zamierzasz kontynuować projekt. Czy planujesz wzbogacać go tylko o kolejne zdjęcia związane z bielactwem, czy może zastanawiasz się nad rozbudowaniem projektu? Osobiście ucieszyłabym się, gdyby powstał taki mini-reportaż, gdzie obok zdjęć pojawiłyby się komentarze osób fotografowanych o podejściu do swego ciała i choroby.

Tak, to prawda, nie uważam tego projektu za zamknięty. Ciągle mam w głowie te dziesiątki wiadomości, jakie dostałam z prośbą o spotkanie. Chcę jeszcze kiedyś mieć okazję porozmawiać z tymi wszystkimi ludźmi, sfotografować ich, a tym samym, być może, niektórym pomóc. Niestety, jest to bardzo absorbujące i – jako, że chcę odwiedzić osoby różnych narodowości – wymaga pewnych zasobów finansowych. Na razie pochłaniają mnie studia magisterskie i praca. Ale wierzę, że w końcu uda mi się kontynuować projekt! Co do Twojej sugestii: mam zeszycik, w którym zapisywałam moje rozmowy z ludźmi, których spotkałam. Sama na wystawie miałam niedosyt, wiedząc, że zwiedzający widzą tylko twarz portretowanego, mogą co prawda coś wyczytać z postawy i spojrzenia, ale nie mają szansy poznać jego historii. Przy okazji kolejnych odsłon projektu mam zamiar to zmienić. Kiedy jednak to będzie? Nie wiem.

Ciekawi mnie jeszcze jakie miałaś pomysły na swój dyplom przed Vitiligo Project? Ja przygotowuję się aktualnie do swej pierwszej wystawy, przeglądam stosy starych czasopism National Geographic i Traveler, żeby później i tak wrócić do pierwotnego tematu, który wykiełkował w mojej głowie. Jak wyglądało to u ciebie?

Gdy zaczynałam myśleć nad tematem pracy licencjackiej, standardowo szukałam pomysłów w obrębie dokumentu i reportażu, osób, o których mogłabym opowiedzieć, czy zjawisk, które byłyby ciekawe. Przekopywałam stare numery francuskiego magazynu Photo i szukałam inspiracji na przeróżnych portalach związanych z fotografią. Nagle, pod przysłowiowym prysznicem, mnie olśniło. Czemu, po raz pierwszy w życiu, zamiast szukać ciekawych rzeczy dookoła mnie, nie zrobię projektu, choć w pewnej mierze, o sobie samej? O doświadczeniach, które to JA dzielę z innymi? Nie powiem, że ten projekt odegrał jakąś niesamowicie autoterapeutyczną rolę, bo przed jego realizacją miałam już dość obojętny stosunek do moich plam. Ale stało się coś zabawnego – teraz gdy pojawiają mi się nowe plamy, czy stare zmieniają kształty, czuję taką mini dumę. Cieszę się, że mogę być częścią tej „vitiligo family”, o której półtora roku temu, przed realizacją projektu, jeszcze nic nie wiedziałam.

Jade_fot_Julia Kaczorowska
Jade, fot. Julia Kaczorowska

Co poleciłabyś fotografom, którzy dopiero zaczynają przygodę w tym świecie? Gdzie szukać inspiracji? Nie każdy może czerpać „z siebie”. A więc skąd?

Przecież ja sama dopiero zaczynam przygodę w tym świecie! Nie wiem, czy mogę komukolwiek coś doradzać, ale spróbuję. Pamiętam, jak wiele dały mi zajęcia z historii fotografii z panem Andrzejem Zygmuntowiczem. Jeżeli co tydzień ogląda się setki zdjęć, to automatycznie zaczyna się potem o nich myśleć. Dla tych, którzy nie mają takiej możliwości – nie trzeba w końcu studiować fotografii, by się nią zajmować – Internet jest kopalnią inspiracji. Polecam zaglądać przede wszystkim na zagraniczne portale, choć na polskich też pojawia się coraz więcej ciekawych projektów. Warto śledzić czołowe konkursy fotograficzne, patrzeć, kto został laureatem, zastanawiać się, dlaczego. Czy podobają nam się wyróżnione prace? Jeśli nie, to co zrobilibyśmy inaczej? Można dyskutować ze znajomymi, którzy też interesują się fotografią. Warto też czerpać jak najwięcej z wydarzeń takich jak „Wszyscy Jesteśmy Fotografami”. Można odwiedzać łódzki Fotofestiwal… Jest masa możliwości. Po prostu, im więcej z tych rzeczy będziemy robić, tym częściej nasz mózg sam zacznie myśleć o fotografii, widzieć kadrami, zauważać ciekawe tematy. I wtedy (w przypadku fotoreporterów i dokumentalistów) czytając rano gazetę lub przeglądając portale informacyjne (co kto lubi, u mnie to zwykle jest „Duży Format” lub „Wysokie Obcasy”) nagle może nas olśnić, że jakiś temat idealnie nadaje się na rozwinięcie w postaci reportażu fotograficznego.

I na koniec, zdradź nam Julio, kiedy będzie można zobaczyć Twoją kolejną wystawę? Może już masz na nią jakiś pomysł?

Nie planuję na razie żadnej wystawy… To nie takie proste. Ostatnio próbuję swoich sił na polu fotografii reklamowej w ramach kolektywu NEBA (www.behance.net/nebastudio). Również z Kasią i Filipem kończymy nasz pierwszy fotokast, na temat Wólki Kosowskiej. Jest wokół mnie tyle tematów, którymi chciałbym się zająć, ale zwyczajnie nie nadążam. To dość popularne stwierdzenie, ale doba naprawdę jest za krótka!

Zuzia_fot_Julia Kaczorowska
Zuzia, fot. Julia Kaczorowska

 

Łukasz_fot_Julia Kaczorowska
Łukasz, fot. Julia Kaczorowska

 

Marta Kobylska, na co dzień studentka Logopedii i Fonoaudiologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Miłośniczka Bieszczad, reportaży i książek o górach. Uzależniona od dobrej herbaty, podróży autostopem i ludzi. Gdy tylko może, chwyta za aparat i zdjęciami opowiada zwykłe lub czasem mniej zwykłe – historie. Wolontariuszka misyjna Wolontariatu Misyjnego Salvator.