Być przewodnikiem po świecie przygody
wywiad z Maciejem Adamcem, autorem książek z serii „Niepewna historia”
Jest lekarzem piszącym książki dla młodzieży, ale też z myślą o rodzicach, w szczególności ojcach czytających swoim dzieciom. Jego pierwsza powieść „Mój przyjaciel dron” ukazała się w 2021 roku nakładem Wydawnictwa Literatura. Aktualnie Maciej Adamiec tworzy serię zatytułowaną „Niepewna historia”, której dwie części: „Piracki tatuaż” i „Strażnik deszczu” zostały wydane w formie e-booków. O tym projekcie można przeczytać na stronie: https://niepewnahistoria.pl/.

Dlaczego tytuł Twojej serii to „niepewna” historia?
Założenie było takie, że w tych książkach nic nie będzie oczywiste, tak jak w życiu. Piraci są fajtłapami, a mała dziewczyna okazuje się kreatywną i sprawczą osobą, która potrafi pokierować całą historią. To był główny motyw, żeby zwrócić uwagę na to, że nic nie jest takie, jak nam się wydaje.
„Niepewna historia” ma zachęcać do wspólnego, rodzinnego czytania, ale jest dedykowana raczej starszym dzieciom i młodszej młodzieży – czytelnikom, którzy potrafią już czytać samodzielnie. Czy w ich przypadku spędzanie czasu z rodzicami na wspólnej lekturze jest w ogóle do zrealizowania i co wnosi do wzajemnej relacji?
Założenie, że rodzic miałby czytać książkę starszemu dziecku jest rzeczywiście karkołomne. Ale mogę powiedzieć, ze swoich osobistych doświadczeń, że czytałem moim dzieciom, a mam ich trójkę, dość długo. Były mniej więcej w wieku bohaterki „Niepewnej historii”, czyli miały około dziesięciu, jedenastu lat, gdy wciąż udawało nam się spędzać w ten sposób czas. Jednak mówiąc o wspólnym czytaniu, myślę raczej o czymś w rodzaju małego, domowego happeningu, takiej zabawie w czytanie. Nie chodzi o to, żeby dziecko uśpić czytając, a o to, żeby po prostu wspólnie spędzić czas i trochę się pobawić w tę opowieść. Jest to dobry pretekst do tego, żeby porozmawiać o różnych rzeczach. Chciałem, żeby moje książki stanowiły właśnie taki pretekst do rozmowy, budowały więź.
Jestem daleki od stereotypowego postrzegania ról męskich i żeńskich, ale wydaje mi się, że szczególne tata jest być może jakoś naturalnie predestynowany do tego, żeby być przewodnikiem po świecie przygody, trochę fantazji, by być towarzyszem zabaw, które polegają na odkrywaniu świata. Ale nie każdy tata ma do tego narzędzia i umiejętności, nie ma na przykład pirackiego żaglowca i nie jest piratem z wykształcenia, dlatego może być mu ciężko zaprosić dzieci do przeżycia prawdziwej pirackiej przygody. Ale każdy tata może na przykład wziąć tę książkę i postarać się w pirata wcielić, razem z dzieciakami stworzyć atmosferę, w której wszyscy razem będą się fajnie czuć. Właśnie z tą myślą pisałem „Niepewną historię”, by pomóc rodzicowi umiejscowić się w takiej sytuacji.
Czy można zatem powiedzieć, że są to bardziej książki dla rodziców niż dzieci? Takie, które mają pomóc rodzicom w rozmowie z dzieckiem?
Myślę, że każda książka może pomóc w rozmowie z dzieckiem. Może trochę tak jest, że pisałem te książki z myślą o czytających ojcach, ale starałem się nie zgubić proporcji i moimi recenzentami były dzieci. One znakomicie odnalazły się w tej roli i zwracały mi uwagę, jeśli coś było przekombinowane, zbyt trudne, niedostosowane, niezrozumiałe. Korygowałem to i myślę, że ostatecznie serię „Niepewna historia” można umieścić gdzieś na półce z kategorią „family”, na której znajdują się prace z założenia atrakcyjne dla całej rodziny.
Spotkałam się z taką opinią, która obala mit sielskiego dzieciństwa, sugerując, że można je porównać do doświadczenia wojny, ponieważ wszystko wtedy robi się po raz pierwszy i jest to ogromnie stresujące dla dziecka. Czy zgodziłbyś się z taką opinią? Czy może Twoje książki mają też pomóc w przejściu przez ten trudny okres wczesnego dorastania?
Myślę, że to byłoby zbyt ambitne. Raczej wydaje mi się, że gdyby te książki mogły sprawić, że ktoś się uśmiechnie i przeżyje kilka miłych chwil, to już by było bardzo dużo. Nie miałem ambicji, żeby to były pozycje terapeutyczne. Więc jeśli już mówimy o tym okresie bardzo trudnym, to powiem tak: na etapie bycia dzieckiem kodujemy sobie różne modele podejścia do rzeczywistości i rodzice, czy w ogóle dorośli, bardzo nam w tym pomagają, żeby różne rzeczy skomplikować na całe życie. Wyrośliśmy w takiej kulturze, w której emocje, szczególnie te określane mianem „trudnych”, były „zamiatane pod dywan”. Uczymy się, że jak ktoś jest zły, to nie powinien taki być, bo bycie złym jest w sumie niegrzeczne; jeśli ktoś czegoś komuś zazdrości to, to jest w ogóle bardzo złe. Jeśli ktoś się czegoś boi, to mówimy „nie bój się”, „powinieneś być taki owaki”. Współcześnie mamy też odwrotną tendencję – promujemy i lubimy „dobre emocje”. Z tego wnosimy, że jak mamy „dobre emocje”, to muszę być i te „złe”, a tymczasem są po prostu emocje i śmiem twierdzić, że zrozumienie właśnie tych, które zwykliśmy nazywać mianem „złych”, czyli: złość, strach i tak dalej, to są tak naprawdę drogowskazy do naszego wnętrza. Ja to widzę też jako lekarz, który pracuje z dziećmi i rodzicami, że jeśli się czegoś boimy, to powiedzenie przez dorosłego „nie bój się”, to jest droga donikąd. Dziecko dalej się boi, a my tylko tracimy jego zaufanie i potem jest jeszcze gorzej. Obserwuję to w gabinecie lekarskim. Paradoksalnie, taka rozmowa trochę jak z dorosłymi, spokojne mówienie i tłumaczenie tego, co się wydarzy, to buduje zaufanie i pozwala bez traumy przechodzić przez kolejne spotkania, badania i tak dalej.
Marta, główna bohaterka Twoich książek, jest odważniejsza w tym fantastycznym świecie – w spotkaniu z piratem, starciu z flotą królewską, niż w kontaktach z koleżankami w świecie realnym. Co chciałeś przez to powiedzieć?
Chciałem przez to powiedzieć, że my gdzieś tam we wnętrzu chcemy jacyś być i tak naprawdę tacy jesteśmy, tylko nie pokazujemy tego, bo się zazwyczaj czegoś boimy. Albo boimy się reakcji, albo boimy się tego, że coś nam nie wyjdzie, że zostaniemy ocenieni. Rzadko kiedy idziemy dalej i zastanawiamy się „i co z tego, że zostaniemy ocenieni?”. A to właśnie o to chodzi, żeby zadać sobie to pytanie – „dlaczego się boję?”. Chcemy sobie przypisywać sprawczość, zwłaszcza my dorośli, bo w różnych sytuacjach to lepiej wygląda – że mamy wpływ na naszą rzeczywistość, ale tak naprawdę wiele naszych decyzji powodowanych jest strachem. Na przykład wiążę się z kimś, ponieważ boję się tego, że zostanę sam. Ale dlaczego się tego boję? Dochodzimy w końcu do takiej konkluzji, że tak naprawdę nie boimy się samej samotności, ale na przykład tego, że będziemy wytykani palcami, jako ten, który sobie nie poradził. Taka też była moja intencja pisania tych książek, by w różnych sytuacjach zadawać sobie pytania „dlaczego właśnie tak robię?”, „dlaczego się czegoś boję?” i „co tak naprawdę bym chciał?”. A jeśli już wiem czego chcę, to może właśnie trzeba tak, jak w tym świecie czarodziejskim, po prostu spróbować to zrobić i może się okazać, że to wcale nie jest takie trudne. I tyle, i jesteśmy piratami.
W obu książkach bardzo ładnie przenikają się świat fantastyczny z rzeczywistym, gdy na przykład jest mowa o tym, że Kapitan nosi opaskę na zdrowym oku, by wyglądać jak prawdziwy pirat, to za chwilę widzimy ciocię Dorotę, która też ma zasłonięte oko, bo jest świeżo po operacji jaskry. Ja odbieram to w ten sposób, że ten świat rzeczywisty, w którym jesteśmy niepewni swoich możliwości, i fantastyczny, w którym jesteśmy bohaterami, są tak naprawdę blisko siebie, a zatem nie trzeba wiele byśmy faktycznie byli bohaterami jak ze swoich wyobrażeń.
Ja myślę, że my nimi po prostu jesteśmy, tylko albo boimy się do tego przyznać, bo myślimy, że to obligowałoby nas do jakiegoś określonego postępowania. Zwróćmy uwagę, że w „Niepewnej historii” piraci nie są złoczyńcami. Bycie piratem jest właśnie synonimem wychodzenia poza stereotyp i takiego postępowania niestandardowego. Nie chodzi o to, żeby komuś robić krzywdę, wprost przeciwnie. W tych książkach myślę, że starałem się pokazać, że przemoc niczego nie rozwiązuje. Też jesteśmy kodowani taką treścią, że bohater jest takim naprawiaczem świata, mścicielem, który zniszczy całe zło i wymierzy sprawiedliwość, jak jakiś tam Jason Statham. Ale to tak działa tylko w filmach i na krótko, w rzeczywistości przemoc rodzi kolejną przemoc, nienawiść, taką spiralę, której się nie da później rozplątać i to niczego nie poprawia. No więc, zostawiając przemoc, my jesteśmy tymi bohaterami, ale odwaga nie polega na tym, żeby na kogoś nakrzyczeć, ale żeby umieć powiedzieć „nie”, gdy coś mi się nie podoba.
Jak już jesteśmy przy przemocy – „Niepewna historia” ma być literaturą antyprzemocową, ale jednak jej bohaterowie strzelają do siebie z armat, bohaterka „Strażnika deszczu” zostaje uderzona przez admirała Mortę w twarz sygnetem. Czy to przesłanie wyzbycia się przemocy nie jest jednak zbyt słabe?
Te sytuacje, o których mówisz, występują w określonym kontekście, same te wydarzenia można zdecydowanie zakwalifikować jako przemocowe, natomiast nie rodzi się z tego żadna pochwała. Nie wiem czy te sceny są zbyt brutalne i wydawało mi się, że w przeciętnej grze komputerowej młody człowiek, do jakiego adresuję tę książkę, spotyka się z dużo większą dozą przemocy wyrażonej wprost albo gdzieś ukrytą, dlatego myślę, że fabuła moich książek nie powinna nikomu zniszczyć psychiki.
Literatura młodzieżowa wydaje się być niedoceniana, a jest ona bardzo ważna w kształtowaniu doświadczeń czytelniczych. Pierwsze przeczytane książki mogą skutecznie zniechęcić młodych ludzi do czytania, ale też te książki, którymi po raz pierwszy w życiu się zachwyciliśmy, pamięta się całe życie. Czy czujesz odpowiedzialność tworzenia takiej literatury?
Czuję w takim sensie, że mam nadzieję, że moje książki nikogo nie zniechęcą do czytania w przyszłości. Jeśli to by się miało stać, to liczę, że ktoś po prostu porzuci lekturę w trakcie i nie wykształci sobie żadnej głębszej traumy, bo nie jestem ubezpieczony jako pisarz od tego typu zdarzeń, to byłoby bardzo niefortunne. Ale przyświecała mi też taka myśl, że my jako dzieci i młodzież jesteśmy konfrontowani z taką literaturą bardzo ambitną, wartościową, którą tak naprawdę jesteśmy w stanie docenić dopiero w wieku dorosłym. To rzeczywiście wiele młodych osób blokuje. Dlatego chciałem, żeby moje książki dawały przede wszystkim frajdę z czytania, a przez to były w miarę konkurencyjne do gry w telefonie czy filmiku na YouTubie. Myślę, że nie ma nic złego w tym, że piszemy książki przygodowe, bez przesadnych przesłań.
Jak będzie się dalej toczyć „Niepewna historia”. Planujesz nowe części?
Trzecią część tej książki właśnie teraz piszę, będzie nosić tytuł „Wyspa tysiąca luster”. To jest taka wyspa, na której wszystko ulega zwielokrotnieniu, czy to jest skarb, czy radość. Jak się boimy, to widzimy tysiąc przeciwników wokół siebie i dopiero kiedy to zrozumiemy i się z tym strachem w środku polubimy, to tych tysiąc przeciwników zamieni się w tysiąc sprzymierzeńców. Marta jest w każdej części o dwa lata starsza, czyli w tej trzeciej części będzie miała czternaście lat, będzie w liceum, będzie konkurs informatyczny i rywalizacja między dwoma szkolnymi tytanami programowania i jakieś tam męskie rozgrywki. Kapitan zabłąka się w swoim świecie nierzeczywistym i właśnie na tej wyspie tysiąca luster będzie próbował ściągnąć Martę do siebie, żeby po raz kolejny pomogła mu wyjść z kłopotów.
Skąd czerpiesz pomysły na takie historie, czy od swoich dzieci, czy może od swoich pacjentów. Myślę, że to musi wymagać umiejętności obserwacji świata młodych ludzi?
Pierwsze książki napisałem trochę obserwując moje córki, z czym sobie gorzej radzą. Myślałem, że jak napiszę im taką opowiastkę, to może będzie to przyczynkiem do jakiejś rozmowy, a potem ona zaczęła żyć własnym życiem i wyrosła z tego dłuższa opowieść. Zatem może jest to kwestia jakiejś samoobserwacji, ten wątek informatyczny w trzeciej części serii też wyniknął z dostrzeżenia tego, czym młodzi ludzie żyją, ale nie czuję się ekspertem w tym temacie. To zostanie poddane weryfikacji przez moich czytelników.